sobota, 28 lutego 2015

ROZDZIAŁ 8

Bo miłość nie zna pór dnia, a nadzieja nie ma końca, a wiara nie zna granic. Tylko wiedza i niewiedza skrępowane są czasem granicami.

-Proszę usiąść. Mam dla Pani dość nietypową propozycję. Nie ukrywam tego faktu, iż jest Pani tutaj jedną z najlepszych i mam nadzieję, że się Pani zgodzi.
-Co to za propozycja?- Amy siadając na białym, lśniącym fotelu w gabinecie przełożonego wbiła swój wzrok  w szkiełka okularów mężczyzny.
-Z góry mówię, że to tylko pół roku i zawsze będzie mogła tutaj Pani wrócić. Mianowicie w Afryce nie jest za wesoło. Potrzebują lekarzy aby zaspokoić choćby te najmniejsze potrzeby medyczne. Wiem, że tam warunki nie są w jak najlepszym standardzie ale ktoś musi tam jechać.
-I tym kimś mam być ja?- zapytała dziewczyna nalewając sobie wody do szklanki.
-Do niczego nie zmuszam, po prostu pomyślałem o Pani. Rozumiem, że to nie jest decyzja na już, zaraz. Niech się Pani zastanowi i jutro da mi znać, dobrze?
Amanda pokiwała twierdząco głową na znak aprobaty. Tak na prawdę nie wiedziała co uczyni. To dość ciężka decyzja, zdawała sobie sprawę jakie warunki panują w Afryce. Nijak nie wyobrażała sobie swej pozycji właśnie tam. Jednakowoż z drugiej strony co trzymało Ją tutaj? Straciła praktycznie wszystko na czym tak naprawdę Jej zależało, jaki był sens spotykania wciąż swojego byłego już prawie męża i płakanie po nocach do poduszki? Amanda Reus nigdy nie pomyślałaby, że podejmie tak szybko decyzję. Już była prawie pewna, że niedługo spakuje swe walizki w podróż do Afryki. Jednakowoż z powodu toczącego się rozwodu musiała porozmawiać z Marco i to natychmiast.
***
Kroczyła w ślimaczym tempie dookoła tak dobrze znanego Jej osiedla na którym do niedawna mieszkała jeszcze ze swoim mężem. Stanęła pod biało-drewnianymi drzwiami nie wiedząc od czego miałaby zacząć konwersację. Wcisnęła dzwonek oczekując na przyjście blondyna, miała wrażenie że stoi tak co najmniej pół godziny i już miała odchodzić gdy Marco okazał Jej się w całej okazałości prezentując swoje ciało, które było tylko odziane w niebieskie bokserki. Amanda już miała wyjaśnić cel swojej wizyty gdy ujrzała za sylwetką blondyna brunetkę, która podobnie jak Reus była skąpo ubrana. Dziewczyna wyraźnie poczuła ukłucie prosto w serce lecz postanowiła nie tracić zimnej krwi.
-Amanda?- zapytał blondyn tak bardzo oficjalnie jakby zobaczył przed sobą przedstawiciela handlowego.
-Marco, przyszłam porozmawiać.- oznajmiła nie spuszczając wzroku z brunetki, widocznie musiała przeszkodzić kochankom w czymś bardzo interesującym. Ta myśl napawała Ją smutkiem.
-Chyba nie mamy już o czym rozmawiać- burknął Niemiec chcąc zamknąć drzwi przed nosem Amy.
-O rozwodzie. Chcę Ci coś powiedzieć- odparła czując przy wypowiadaniu tych słów jak Jej gardło ściska niewidzialny pręt. Zaskoczony blondyn spojrzał na dziewczynę za sobą odprowadzając Ją wzrokiem do salonu. Gdy brunetka zniknęła Amy kontynuowała swą wypowiedź.
-Nie zajmę Ci dużo czasu, chciałam tylko żebyś sobie nie pomyślał że uciekam albo coś w tym stylu. Po prostu nie będzie mnie na następnej rozprawie, mój prawnik załatwi wszystko za mnie tymczasem ja wyjeżdżam.
Zdezorientowana pierwszy raz podczas swej wypowiedzi podniosła wzrok ku górze by spojrzeć na blondyna. Jego twarz jednak nie wyrażała żadnych emocji, nawet się na Nią nie spojrzał, ani nuty zdziwienia, smutku, czegokolwiek. Amanda natomiast przepełniona była goryczą i żalem.
-To chyba wszystko, tylko tyle miałam do powiedzenia. Żegnaj Marco.

Odeszła tak zwyczajnie roniąc już pojedynczą łzę gdy tylko odwróciła się plecami od blondyna. Wewnętrzny ból rozpościerał się po całym Jej ciele dając upust samotnym łzom. Otuliła się swoimi własnymi ramionami pragnąc tylko tego aby ten koszmar się skończył, lecz On dopiero się zaczynał.
***
Gdy otwierała samotnie wieczorem butelkę z czerwonym winem usłyszała pukanie do drzwi. Odkładając na stół korkociąg skierowała swe kroki do wejścia by otworzyć nieznanemu gościowi.
-Ann- westchnęła całując przyjaciółkę w policzek. -Co tu robisz o tej porze?
-Nie odbierasz znów telefonów, nie odpisujesz na sms-y. Pomyślałam, że coś się stało- rzekła widząc na stole nieotwartą jeszcze butelkę- I chyba rzeczywiście tak jest, co?
-Wyjeżdżam, na misję do Afryki. Pół roku, całe sześć miesięcy na uporządkowanie mojego życia.
-Myślisz, że jak uciekniesz to problemy znikną?- zapytała  Ann siadając na wysokim stołku naprzeciw brunetki.
-Oczywiście, że nie. Nie jestem aż tak naiwna. Ale nie mam pojęcia jak radzić sobie z sytuacją. Nic innego nie robię na co dzień tylko użalam się nad sobą. Kiedyś tak nie było, potrafiłam cieszyć się nawet z najprostszej rzeczy.
-Amy, pół roku? Aż tyle Cię nie będzie?Co ja bez Ciebie zrobię?- zapytała Niemka przytulając się do rozdygotanego ciała drobnej brunetki.

***
Płacz jest częścią naszej egzystencji, to takie naturalne wylewanie łez. Same płyną, nie trzeba ich o to prosić. Czujemy wtedy ulgę, oczyszczenie, samo wyzwolenie. Lecz czy nie lepiej byłoby śmiać się do rozpuku w celu kuracji anty stresowej? Czy szloch jest Nam niezbędny do życia? Amanda Reus nie znała odpowiedzi na te pytania, jedno co wiedziała to świadomość, że od dawien dawna nie doświadczyła uśmiechu na swej twarzy zamiast tego łzy lały się strumieniami.


Koniec części 1.
*******************************
No dobrze.
Namówiliście mnie! Postanowiłam kontynuować tą historię, zwłaszcza dla tych 6 osób które skomentowały mój wpis! Dziękuję, cieszę się, że komukolwiek spodobała się historia i pragnie Ją czytać. Jestem jak zwykle Wam bardzo wdzięczna za każde miłe słowo i po prostu się już zamknę bo zaraz się rozkleję. :)

Buziaki
Kalina :*

wtorek, 24 lutego 2015

OGŁOSZENIE

Plan bloga był taki, że miał się zakończyć na 8 rozdziałach ale wpadł mi do głowy pewien pomysł. Czy dobry czy zły okaże się "w praniu". ;)

Więc jeśli chcecie abym zakończyła na przyszłym rozdziale (uprzedzam, że nie ma happy endu) to dajcie znać.

Jeśli chcielibyście co nieco jeszcze poczytać o tym opowiadaniu to też dajcie znać ;)

Rozdział tutaj powinien pojawić się w okolicach piątku.

Zapraszam również na mój drugi blog----->KLIK

See you ;*
<3


sobota, 14 lutego 2015

ROZDZIAŁ 7

Zapomniała już ile razy Ją zranił...za każdym razem mówił coś innego...zapomniała już ile łez wylała, za każdym razem przynosił Jej chusteczki, jednak nie zapomniała, że Go kocha.

Tego dnia denerwowała się jak nigdy w swoim życiu, ta chwila nigdy nie powinna nastą pić a jednak. To się naprawdę dzieje, Jej pierwsza sprawa rozwodowa i miała nadzieję, iż już ostatnia. Obiecała sobie w duchu nie ufać już żadnemu mężczyźnie bez znaczenia jak bardzo się zauroczy. Ubrawszy strój bardziej formalny niż zazwyczaj czekała pod salą numer trzy na rozprawę. Palce u dłoni drżały i były zimne jak zawsze wtedy gdy zjadały Ją nerwy. Przygryzając posępnie wnętrze policzka zauważyła Marco, który ubrany w garnitur nienagannie się prezentował. Ścisnęło Ją coś w żołądku, to były chyba nerwy i to straszne. Ledwo zdążyła odwrócić wzrok od blondyna, który podłapał Jej spojrzenie gdy z sali wyszła kobieta w średnim wieku obwieszczająca początek rozprawy. Usiadła więc naprzeciwko Reusa zdając sobie sprawę, że to ich ostatnie spotkanie.
-Sąd rozpatruje sprawę rozwodową obecnych tutaj małżonków:Amandy Reus oraz Marco Reus- rozpoczął sędzia podniosłym tonem.
Ich spojrzenia skrzyżowały się kolejny raz tego dnia, Amanda nie chciała się rozwodzić ale to było nieuniknione. Patrząc na twarz jeszcze swojego męża miała ochotę się rozpłakać. Zawsze była silną kobietą ale w tej chwili jedyne na co miała chęć to zatopić się w silnych męskich ramionach blondyna i narzekać na to jak bardzo jest samotna. Chciała by pogłaskał Ją po włosach i pocałował w czoło zapewniając, że wszystko się ułoży. Tymczasem sędzia kazał wstać Reusowi i przedstawić swoją wersję zdarzeń.
-Wysoki sądzie nie zgadzam się na rozwód bez orzekania o winie. To Amy mnie pierwsza zdradziła i zrobiła z siebie ofiarę.
Dziewczyna była pełna sprzecznych uczuć, dosłownie przed sekundą miała ochotę wtulić się w ciało blondyna a teraz najchętniej przyłożyłaby Mu i to dość mocno.
-Poza tym kontroluje mnie na każdym kroku, nie mogę się nigdzie ruszyć gdyż poucza mnie co mam robić a co nie. Najpierw gdy znaleźliśmy się w klubie a potem na weselu u Naszych przyjaciół- wyznał Reus na co Amy nie wytrzymała i poderwała się z miejsca.
-Dobrze wiesz, że to nie było tak! Dlaczego kłamiesz?!
-Pani Reus proszę się opanować i zwracać się do sądu.

-Oczywiście. Przepraszam. Wysoki sądzie nie chcę niczego oprócz tego, żeby się rozwieść. Żadnego domu, samochodu, nic. To co powiedział przed chwilą mój mąż nie jest prawdą. Nie wiem dlaczego to robi, jeśli sprawia Mu radość zadawanie mi bólu to już Jego problem.
-Sędzia wstrzymuje rozprawę. Wydaje mi się, że państwo mają sobie jeszcze dużo do wyjaśnienia. Na dziś koniec, do momentu aż nie ustalicie wspólnych priorytetów separacja.
Mężczyzna stuknął drewnianym młotkiem dwa razy i wstał opuszczając pomieszczenie. Amanda była tak wściekła na Marco, iż postanowiła z hukiem opuścić pokój gdyż nie wiedziała jak dużo Jej cierpliwość zniesie.
***
-Ty jesteś jakiś nienormalny! Czy nie możemy się rozwieść jak ludzie? Nawet tutaj musisz urządzać szopki?! Myślałam, że chociaż w sądzie się opanujesz. Tak bardzo lubisz mi zatruwać życie?!- krzyczała rozwścieczona dziewczyna.
-Uspokój się, dziecku zaszkodzisz- bąknął Marco w pełni dobrego humoru. -A no tak zapomniałem, przecież to Cię nic nie obchodzi. Kiedy planujesz aborcję, może z kwiatkami i czekoladkami przyjdę co?
-Idiota! Przeklinam dzień w którym Cie poznałam. Czemu to robisz? Co Ci da odwleczenie rozprawy? Myślisz, że to takie przyjemne przychodzić tutaj? Może dla Ciebie tak ale wyobraź obie, że dla mnie nie!
-Nie będę dawał Ci tej satysfakcji i robił z siebie kretyna! Zrobiłaś sobie dziecko i czego Ty ode mnie oczekujesz? 
-Niczego od Ciebie nie oczekuję, rozumiesz?! Nic nie chcę! Jeden jedyny raz proszę żebyś coś dla mnie zrobił nawet na to Cię nie stać. Wiesz co? Dobrze, chciałeś wojny to będziesz Ją miał.
***
Na rozkołatane nerwy i smutek w swym sercu Amy potrzebowała spokoju, miejsca w którym choć na chwilę zapomni o rzeczywistości. Wsiadając w samochód pojechała wprost do swego rodzinnego domu, tam zawsze czuła się bezpiecznie. Otwierając drzwi uderzyła Ją woń migdałów, która już na zawsze będzie kojarzyć się z tym miejscem. W kuchni urzędowała Angie a jak się okazało taty dziewczyn nie było w domu.
-Wiesz, w sumie dobrze, że taty nie ma. Chciałam z Tobą o czymś porozmawiać- rzekła młodsza siostra przysiadając na skraju krzesła kuchennego.
-Coś się stało? Masz jakieś kłopoty?
-Nie, wszystko w porządku. Już dawno miałam do Ciebie zadzwonić ale jakoś zabrakło mi odwagi. To chyba nie jest rozmowa na telefon zresztą. Po Twojej ostatniej wizycie u mnie dużo rozmyślałam, praktycznie robiłam to codziennie. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Byłam zła, iż chcesz ustawiać mi życie, pouczać mnie. Jednak zrozumiałam, że masz rację. Nie mogę usunąć tej ciąży, nie dałabym sobie rady z myślą, że zabiłam małego człowieczka. Dlatego zdecydowałam się na adopcję ze wskazaniem. 
-Adopcję? Każda wiadomość jest lepsza od tej aborcji. Cieszę się Angie- brunetka zbliżając się do dziewczyny przytuliła Ją najmocniej jak potrafiła.
***
Dopełniała swych ostatnich obowiązków na izbie przyjęć gdy ordynator Jej oddziału zawołał Ją osobiście do gabinetu. Specjalnie się nie bała, gdyż nic ostatnio nie przeskrobała ale jak zwykle przed wizytą u mężczyzny odczuwała niepokój.
-Proszę usiąść. Mam dla Pani dość nietypową propozycję. Nie ukrywam tego faktu, iż jest Pani tutaj jedną z najlepszych i mam nadzieję, że się Pani zgodzi.
*************************
Och irytujący ten nasz Marco, nieprawdaż? Hah przepraszam, wybaczcie:)
Co to za propozycja? Dowiecie się za 2 tygodnie:)
ŚCISKAM ;*
Kalina
<3