czwartek, 29 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 6

A po wszystkim nauczysz się, że istnieje różnica między trzymaniem się za ręce  a zakochaniem, że obietnice łatwo można złamać, pocałunki nie zawsze "coś" znaczą a na do widzenia wystarczy zwykłe "żegnaj".

Dziś był ten wyjątkowy dzień. Tego słonecznego sobotniego popołudnia Ann Kathrin i Mario mieli zawrzeć sakramentalne tak. Czy byli szczęśliwi? Na pewno. Lecz nie każdemu udzielał się iście optymistycznie radosny nastrój. Amanda od rana nie mogła spać, wypijając szklankę soku zagryzła przy tym tosta z dżemem i powzięła myśl, że należałoby w końcu porozmawiać z tatą. Nie na temat Angie, bo to jeszcze świeża sprawa ale o własnych problemach. Kiedyś mogli zawsze na sobie polegać, nie było przed nimi tematów tabu. Teraz ten kontakt niechybnie osłabił się co nie uszło niezadowoleniu brunetki. Wsiadła więc w swoje auto i zmierzała w kierunku swego rodzinnego domu. Tam wszystko było łatwiejsze, prostsze. Tak jakby problemy w ogóle nie istniały. Świat kręcił się w swoim zawrotnym tempie a ich mała cząstka stała w miejscu nadając swój własny rytm.
-Cześć tato- rzuciła na powitanie Amy widząc mężczyznę czytającego gazetę.
-Dziecko, dawno Cię nie widziałem- rzekł przytulając do siebie starszą ze swoich pociech.
-Angie nie ma?- zapytała dziewczyna
-Poszła do koleżanki. Stało się coś?- zadał pytanie widząc dość niewyraźną minę swojej córki. Zawsze wiedział kiedy Jej coś dolega, przecież był ojcem.
-Przejdziemy się do ogrodu?- rzekła mając nadzieję na świeżym powietrzu choć na chwilę zebrać myśli.
Chwytając  rodziciela pod ramię udali się na zewnątrz gdzie pośród domu rosły wielobarwne kwiaty i pięły się w górę rozmaite owocowe drzewa. Gdy była mała uwielbiała przychodzić tu z kocem i bawić się na powietrzu.
-Dziś jest ślub Ann.
-Tej Ann?- zapytał wyraźnie zaciekawiony.
-Tak, moja przyjaciółka wychodzi za mąż-uśmiechnęła się w duchu ciesząc się ze szczęścia blondynki. -Pamiętasz tato jak przyprowadziłam pierwszego chłopaka? Rany boskie miałam dwadzieścia jeden lat, już myślałam, że zostanę starą panną.
Słuchając wywodów córki mężczyzna uniósł kąciki ust w szczerym uśmiechu.
-Nie śmiej się, to wszystko Wasza wina. Tak Twoja i Mamy, zawsze byliście tak dobranym małżeństwem, że każdy chłopak którego spotykałam nie dorastał Ci do pięt tato.
-I poznała Marco- stwierdził rodziciel brunetki.
-Taaak- rzekła przeciągle Amy zatrzymując się na chwilę. -Na początku mnie irytował a później został moim mężem.....Tato, rozwodzimy się- rzuciła na jednym wydechu wyczekując jakiejkolwiek reakcji.
-Jak to?Amy żartujesz?- zapytał lecz wystarczył jeden rzut oka na córkę by rozwiać swe wątpliwości. Dziewczyna mogła kłamać jak z nut lecz w Jej oczach było coś takiego, że ledwo zdążył do Nich zajrzeć wiedział, że to nie blef -Co się stało? Zranił Cię?
-To już nawet nie o to chodzi. Boli mnie to, że zamiast rozwiązywać nasze problemy znalazł pocieszenie u innej. Wiem, że nie byłam bez winy ale nie zasłużyłam na to.
-Wszystko będzie dobrze- odrzekł mężczyzna gładząc córkę po plecach.
***
Ubrana w kremową sukienkę przed kolano z małym bukiecikiem lilii w dłoniach uchyliła drzwi kościoła. Spóźniła się trochę, w sumie celowo nie chciała udawać sztucznej radości i widzieć Marco. Stanęła na samym końcu wypatrując sylwetki państwa młodych. Gdy zajrzała tuż na ołtarz zdała sobie sprawę, że nie tylko Ona zrzekła się z bycia świadkiem. Mianowicie tuż za Mario nie spoczywał Marco lecz jakiś inny mężczyzna. Obejrzała się z niepokojem na resztę gości i w najmniej oczekiwanym momencie ujrzała Go. Jak zawsze cholernie idealny w dopasowanym garniturze. Stał w tym samym miejscu co Ona lecz po drugiej stronie kościoła. Patrzył na Nią tym swoim obłędnym wzrokiem z którego nigdy nie potrafiła wyczytać myśli blondyna. Był nieprzewidywalny.
-Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci- dotarło do uszu Amy toteż postanowiła odwrócić wzrok.
Przez głowę przeszły Jej różne myśli, czy kiedy Ona stała na ślubnym kobiercu wyobrażała sobie to co będzie działo się teraz? Nie, oczywiście, że nie. Miała nadzieję trwać w tej sielance aż do grobowej deski.
***
Gości była pełna sala, zarówno Mario jak i Ann posiadali bowiem liczne rodziny oraz szeroką grupę przyjaciół. Trzymając lampkę szampana w dłoni Amy postanowiła na chwilę się przewietrzyć. Była wprost rozrywana do tańca lecz nie miała ochoty z nikim wirować na parkiecie. Nawet tu na zewnątrz jakiś chłopak namolnie prosił o taniec, gdy odmawiała nie chciał słuchać słowa sprzeciwu ciągnąc Ją za nadgarstek.
-Nie słyszałeś co  powiedziała?!- męski głos odciągnął energicznie chłopaka dając Jej poczucie swobody. Czy na pewno?
-Nie musiałeś być taki niemiły- prychnęła poprawiając swoją suknię -Od kiedy Ci tak zależy na moim zdaniu?
-Pieprzysz znów głupoty Amy. Zaraz, zaraz....a może miałaś też z Nim ochotę?- zapytał za co dostał siarczysty cios wymierzony wprost w Jego lewy policzek.
-Jesteś skończonym idiotą Reus. Zamiast denerwować mnie na każdym kroku może byśmy porozmawiali jak ludzie?-zapytała siadając na krześle.
-O przepraszam księżniczkę, że uraziłem- prychnął.
-Opanuj się człowieku, żyjesz w takim kłamstwie, że szkoda mi Ciebie wiesz? Jakieś farmazony jak to Ci było dobrze i wspaniale a przy pierwszej możliwej okazji idziesz z Nią do łóżka i jedyne co słyszę to, że jest lepsza ode mnie! Super!- stwierdziła czując jak do Jej oczu napływa fala łez.
-Amy
-Po prostu porozmawiajmy- wycedziła przez zęby.-Dopóki możemy na siebie patrzeć rozwiedźmy się jak normalni, cywilizowani ludzie.

-Skontaktuje się z prawnikiem i w przyszłym tygodniu dostaniesz pismo- odrzekł skruszony. -Jeśli chodzi o dom...
-Nie chcę Go, możesz tam zostać- odparła na jednym wydechu zdając sobie sprawę, że zaraz się rozpłacze.
Nastała długa krępująca cisza którą postanowił przerwać Mario szukając swego przyjaciela- Marco chodź na chwilę.
I tak po prostu poszli, Amanda poczuła się jakby część życia uciekała gdzieś daleko.
-Amy? To Ty?- zapytała Ann, która zauważając przyjaciółkę usiadła obok.
-Chciałabym aby ktoś włożył mi nową kartę pamięci do mózgu. Taką czystą, nic bym nie pamiętała.
-Myślałam, że się pogodziliście- odparła panna młoda.
-Ja Go kocham- Amanda Reus przestała zgrywać feministkę. Rozpłakała się wycierając swe dłonią, na której znalazł się tusz do rzęs. -Ja Go tak cholernie potrzebuję, mimo tego co zrobił jest dla mnie wszystkim. Nie mogę patrzeć jak wyrywa te dziewczyny na jedną noc
-Amy, chodź do środka, rozmazałaś się- odrzekła Ann nie mogąc patrzeć na cierpienie przyjaciółki,
-Nie, chyba pójdę do domu. Przepraszam kochanie ale powinnaś być szczęśliwa, to najpiękniejszy dzień w Twoim życiu. Nie będę psuć tej atmosfery a poza tym nie chcę się znów upić zrobić jakiejś głupoty. Jeszcze jedno, chcę żebyś wiedziała, iż bardzo się cieszę, że wychodzisz za mąż. Mario to dobry chłopak.
-Dziękuję- wyszeptała Ann tuż do ucha przyjaciółki przytulając Ją.
***
Kolejna butelka wina lądowała tuż pod stołem turlając się po podłodze. Przeglądając wspólne zdjęcia z Marco przypomniała sobie te wszystkie wspaniałe chwile przeżyte z blondynem. Kiedyś nie wyobrażała sobie życia bez Niego a teraz? Była zmuszona sobie sama radzić. Nigdy nie rozumiała samobójców, jak tak po prostu można myśleć tylko o sobie i się zabić? W tej chwili jednak wszystko Jej było jedno. Przeglądając zdjęcia z Ibizy z zeszłych wakacji zamknęła z trzaskiem laptopa.
-Idź do diabła Reus.
************************
Och! Mam nadzieję, ze chociaż Wam się spodoba bo mi osobiście z rozdziału na rozdział wydaję się, że coraz to gorsze flaki z olejem!
Nie skłamię jeśli powiem, że Wasze komentarze ogromnie mnie motywują.
No tak sie cieszę!


See you ;*
P.S. Mój drugi blooooog---->KLIK

środa, 21 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 5

Jednym z najgorszych uczuć, które towarzyszy człowiekowi jest natłok myśli i wyobrażeń, kiedy chcemy krzyczeć i niszczyć wszystko co Nas otacza tylko po to, żeby dać upust swoim emocjom. Ta bezradność, która kumuluje się aż w końcu objawia się w najgorszym momencie.
W życiu Amandy wszytko wróciło na dawne tory. Po incydencie w klubie w świadomości dziewczyny nie było o tym już ani śladu. Od rana do późnego popołudnia przebywała w szpitalu by zagłuszyć swe wyrzuty moralne, kiedy tylko mogła brała też dodatkowe nocne dyżury byle tylko być jak najdalej od domu.
Dom...To słowo nabrało zupełnie nowego znaczenia dla młodej Niemki, nie tak Go sobie wyobrażała. Prawdziwy dom to taki, w którym od razu po przekroczeniu progu czujesz się lepiej. Wiesz, że zawsze ktoś na Ciebie czeka, z obiadem, z kolacją, z czymkolwiek. Tymczasem mieszkała zupełnie jak nie u siebie, czuła się  tak jakby przez ostatnie te tygodnie przebywałaby w hotelu. Białe ponure ściany wprawiały Ją w posępny nastrój a pod oknem leżały jeszcze nierozpakowane kartony, które niespecjalnie zachęcały do przeglądnięcia ich zawartości. Żywiła się zupkami chińskimi ponieważ nie widziała sensu gotować dla samej siebie, nie miała na to ani ochoty ani czasu. Dziś nastał dzień w którym zmusili Ją w pracy do przymusowego urlopu, nie podobał Jej się ten pomysł ale nie miała wyboru. Wiedziała już, że spędzi cały dzień na bezsensownym wpatrywaniu się w ekran telewizora jedząc lody i narzekając jaka to jest bezmyślna i naiwna. Gdy tylko otworzyła oczy zdała sobie sprawę, że ktoś namolnie maltretuje Jej dzwonek przy drzwiach.
-Już idę- krzyknęła nie mogąc znieść uporczywego sygnału. Wciągając na siebie szlafrok obwinęła się nim  i szczelnie obwinęła po czym podeszła do drzwi spoglądając przez wizjer.
-Ann to Ty. Co tu robisz tak wcześnie rano?- zapytała zdziwiona widokiem przyjaciółki. Modelka słynęła z tego, że ranek zaczynał się dla Niej co najmniej od godziny jedenastej.
-Jak to co? Nie mów, że zapomniałaś! Cholera! Ty naprawdę zapomniałaś!- twierdziła spoglądając na strój dziewczyny-Miałyśmy dziś iść po suknię...Po moją suknię ślubną!
Otwierając ze zdziwienia oczy brunetka zdała sobie sprawę, że niedawno rzeczywiście obiecała to Ann. Do ślubu młodych państwa Goetze było coraz mniej czasu a panna młoda nie wyobrażała obie tego, iż sama będzie wybierać suknię. Mario przecież o to nie poprosi, nie może widzieć Ją przed ślubem w kreacji.
-Przepraszam, wejdź, usiądź. Zaraz się ubiorę i obiecuję Ci, że jeszcze dziś kupimy najładniejszą suknię ślubną w Dortmndzie.
***
-Będziesz wyglądać jak księżniczka- stwierdziła Amy spoglądając zza stolika na przyjaciółkę.
Właśnie dokonały odpowiedniego wyboru, nie było wcale tak łatwo, gdyż suknie okazywały się albo za duże, albo nie w guście modelki. Po kilkugodzinnych poszukiwaniach jednak znalazły zdobycz, która spodobała się im obu. Zmęczone  po wyczerpujących zakupach postanowiły odpocząć przy filiżance kawy. Dla Ann był to pretekst by wypytać przyjaciółkę o pewne sprawy.
-Amy...Nie wiem jak Cię o to zapytać, bo ostatnie wydarzenia nie były dla Ciebie najlżejsze. Ale muszę...Miałaś być moim świadkiem ale zdaję sobie sprawę, że Mario wybierze...
-Marco- dokończyła Niemka-Tak Ann, wiem. Przepraszam Cię bardzo ale w obecnej sytuacji musisz mnie zrozumieć. Samo przyjście na ten lub gdzie będzie Reus jest dla mnie katorgą. Jeśli miałabym wytrzymać choć pięć minut w kościele stojąc obok Niego to na pewno znów zaczęlibyśmy się kłócić a nie chciałabym by to popsuło ceremonię.

-Tak myślałam. Przykro mi z tego powodu, bardzo Cię lubię. Ale nie mogę też wymagać od Mario aby zmienił swojego świadka, mam nadzieje, że choć trochę mnie rozumiesz?
-Nie przejmuj się mną. To Ty masz być szczęśliwa w tym dniu a ja będę również. Nieważne czy będę siedzieć gdzieś obok Ciebie czy w takim miejscu, że nikt mnie nie zauważy. Przecież wiesz, że życzę Ci jak najlepiej a świadka znajdziesz na pewno.
Zarówno dla Ann jak i Amandy była to ciężka sytuacja. Od kiedy poznały się pierwszy raz poczuły, że będą przyjaciółkami. Amy od razu przyskarbiła obie sympatię blondynki gdy Reus przyprowadził Ją na imprezę do Mario. Cieszyła się, że Marco w końcu znalazł miłą, mądrą dziewczynę, że przestał traktować damskie towarzystwo jak zabawki i pomyślał o Niej poważnie. Tymczasem nie udało im się...
***
-Stary co Ty wyprawiasz?! Po raz drugi w tym tygodniu nie było Cię na treningu! Martwię się o Ciebie durniu a Ty jak nigdy nic leczysz sobie kaca!- rozzłoszczony Goetze zbierał butelki po piwie, które walały się po podłodze w mieszkaniu blondyna.
-Nie krzycz tak. To tylko impreza, wielkie mi halo.
-Która już w tym tygodniu? A ta panienka, która przed chwilą stąd wychodziła? Co to ma znaczyć Reus!? Co Ty ze sobą robisz?- pytał Goetze lecz nie dostał jakiejkolwiek odpowiedzi na zadane pytania.
-Posłuchaj Mario. Wiem, że się o mnie troszczysz mamusiu ale jestem dorosły, mam dwadzieścia cztery lata i...
-Właśnie masz dwadzieścia cztery lata a zachowujesz się jakby miał co najmniej szesnaście.
-Nie pouczaj mnie! Wiem co robię, jeśli mam ochotę imprezować będę to robił, jeśli mam ochotę uprawiać seks z przypadkowymi dziewczynami też to zrobię. Rozumiesz?! Naiwnego Marco już nie ma. Za długo żyłem w świadomości, że wszystko jest takie piękne i cudowne, Moja żona przyprawiła mi rogi a ja łudziłem się, że znalazłem miłość  swojego życia.
-Blondi, proszę Cię. Weź się w garść, niedługo biorę ślub. Możesz choć na chwilę się ogarnąć i zachowywać jak na prawdziwego świadka przystało?- zapytał brunet siadając obok przyjaciela.
-Mario właśnie...Nie jestem w stanie być Twoim świadkiem, rozumiesz...Amy.
***
Modelka rozsiadła się na kanapie ze świstem wypuszczając powietrze z płuc. Mario spoglądając na swoją przyszłą żonę wiedział, że coś jet nie tak. Zawsze to wyczuwał. Świdrował Ją tylko tym swoim wzrokiem a Ona już wiedziała, że brunet nie odpuści dopóki nie wydobędzie z Niej informacji.
-Nie mam świadka- odparła wznosząc oczy ku niebu.
-Ja też nie- stwierdził po czym blondynka nic nie rozumiejącym wzrokiem spojrzała na Jego twarz.
-Pięknie po prostu pięknie. To wszystko od początku jest nie tak. Najpierw nie mogliśmy zgrać terminu w kościele, teraz jeszcze to. Może to jakiś znak- zadumała się na chwilę dziewczyna.
-Co Ty wygadujesz?!To, że nasi przyjaciele mają problemy to nie znaczy, że ślub mamy odwoływać- rozzłościł się Goetze.
-Problemy?! Mario to nie są problemy, oni się rozwodzą. Para, którą zawsze miałam jako ideał tak po protu nie może na siebie patrzeć. Tylko dlatego, że Twój cudowny przyjaciel postanowił zabawić się ze swoją byłą!- modelka zerwała się z kanapy zmierzając do kuchni.
-Z tego co wiem to Amy wcale nie jest święta. Ona Go wcześniej zdradziła a poza tym nie oceniaj, wcale Go nie znasz!- krzyknął z hukiem zamykając się w łazience.
Jeszcze tego brakuje, żeby się kłócić o przyjaciół- pomyślała dziewczyna. Doskonale wiedziała, że Amy nie zdradziła Reusa ale obiecała nikomu nie pisnąć ani jednego słówka. Była zła na siebie, że staje w obronie przyjaciółki kłócąc się przez to z brunetem. Mimo wszystko to nie Jej sprawa co dzieje się w małżeństwie Amandy. Zbyt zdenerwowana przebiegiem zdarzeń poczuła jak po policzku pociekły Jej łzy. Wcale nie miała zamiaru się kłócić i przy okazji obrażać Reusa, lubiła Go przecież.
-No już...Przepraszam Ann, nie lubię gdy płaczesz a w szczególności przeze mnie- zza drzwi wyłonił się nagle Mario.-Nie powinniśmy ich do tego wszystkiego mieszać. Mają całkowitą rację, też nie chciałbym być czyimś świadkiem  w tej sytuacji. Znajdziemy kogoś nowego, to nie koniec świata- przytulając narzeczoną głaskał Ją po włosach w celu uspokojenia.
***
Oddaję kolejny rozdział nieco krótszy niż poprzedni ale jest:)
Mam nadzieję, że choć trochę się spodoba;)
Za wszelkie błędy przepraszam ale z powodu opóźnienia na blogu chciałam jak najszybciej coś dodać.
Buziaki:**

środa, 7 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 4

Nie mam nic przeciwko, byś wyszedł teraz z domu i powiedział każdej napotkanej osobie co Ci zrobiłam ale nie zapomnij także wspomnieć o tym co zrobiłeś mi. Zemsta w kontekście związku...kiedy postanawiasz sprawdzić czy to prawda, że nie można upaść niżej...jeżeli czujesz się lepiej z krzywdą wyrządzoną komuś, bo Tobie też Ją wyrządzono- wiedz, że jesteś malutkim człowieczkiem.
Amanda Reus wcale nie miała ochoty na jakiekolwiek zabawy, zwłaszcza z Ann. Dziewczyna słynęła z tego, że była niezmordowana. Nie schodziła z parkietu dopóki nogi nie odmówiły posłuszeństwa. Jednak Amy czuła, że musi zwolnić, odpocząć. Od pracy, od Reusa, od Angie, znalazła nowe ładne mieszkanie a wiec było co oblewać.
-Wznieśmy toast w takim razie za nowe, lepsze życie!- unosząc kieliszek z alkoholowym trunkiem w górę Ann entuzjastycznie chciała rozpocząć zabawę. Zaraz po tym śmigała w swych nowych butach na parkiet by poruszać się w rytm skocznej piosenki. Amy postanowiła, że nie będzie gorsza. Nie przyszła tu przecież po to by siedzieć przy barze i zatapiać swoje smutki w procentach. Zdążyła tylko wejść na parkiet gdy zwróciła uwagę wysokiego bruneta. Zdecydowała się zatańczyć choć nie była skora do jakiejkolwiek rozmowy. Po prostu miała ochotę zatańczyć. Tkwili tak w tańcu gdy Jej wzrok przykuł mężczyzna nieopodal Niej. Zdezorientowana Ann patrzyła w tym momencie to na blondyna to na brunetkę. Amy poczuła tak narastającą w sobie panikę iż zakończyła taniec z mężczyzną i bez najmniejszych wyjaśnień skierowała swe szybkie kroki do łazienki. Za Nią jak cień podążała przyjaciółka. Weszła do pomieszczenia wypuszczając głośnym akcentem powietrze z płuc, odkręciła kran po czym pochyliła się nad Nim by zaczerpnąć w swe dłonie odrobinę wody. Zwilżyła swe spierzchnięte usta spogladając na sylwetkę Ann odbijającą się w lustrze.
-Tego nie przewidziałam- stwierdziła.- Ann, jest tyle klubów w Dortmundzie, co On tu do cholery robi?!
-Amy uspokój się to nic takiego.
-Nic takiego? Mój mąż tu jest! Zdradził mnie i myśli, ze ja to też zrobiłam. Tak jak gdyby nigdy nic mam się zachowywać? Nie mogę Ann, nie mogę...
- kucając pod ścianą oczy dziewczyny zaszkliły się niewyobrażalnie szybko. -Kiedyś myślałam, że wyszłam za najtroskliwszego mężczyznę pod słońcem. Zawsze jak byłam zmęczona po pracy kazał mi się położyć a potem siadał obok kładąc sobie moje nogi na swoich kolanach i nic nie musiał mówić, wystarczy, że był. Jaka ja byłam głupia...Udawał, udawał to wszystko. Tą wielka miłość do mnie, wiesz co powiedział mi ostatnio? "Nie dorastasz Jej do pięt". Tak, Carolin Bohs jest lepsza ode mnie w łóżku, był w stanie powiedzieć mi to prosto w oczy..- łzy lały się ciurkiem tak jakby ktoś odkręcił kran z wodą. Te kropelki parzyły skórę niczym wrzątek, zawsze tak się dzieje gdy ktoś bliski wyrządza Nam krzywdę.
-Hej, mała... Posłuchaj mnie- Ann podniosła podbródek przyjaciółce by dotarło do Niej to co ma do powiedzenia- Wiem, że mój Mario przyjaźni się z Reusem, wiem, że to będzie ciężka sytuacja ale jestem z Tobą. Nie wiem co się stało Marco, nie wiem co Mu odbiło, żeby mówić takie rzeczy. Jest kompletnym idiotą ranić taką wspaniałą dziewczynę, rozumiesz? Teraz wstaniesz z tej podłogi, poprawisz makijaż i pokażesz Mu jak wiele stracił i jakim jest skończonym dupkiem!
***
Wychodząc z łazienki Amanda postanowiła najpierw się rozejrzeć aby ewentualnie zlokalizować  poszukiwanego osobnika. W głębi duszy miała nadzieję, że wyszedł z klubu aby nie wprawiać ich obojga w niezręczny nastrój. Jednakowoż blondyn nie miał tego w planach, miał zamiar zupełnie tak jak Ona dobrze się bawić. Dokładnie w tym momencie tańczył z jakąś rudowłosą dziewczyną, która kleiła się do Niego jak glon do szyby akwarium. Patrząc na ten obrazek Amy o mało co nie wybuchła gniewem. Stwierdzając, że musi się napić pociągnęła Ann za rękę w kierunku baru. Energicznie mijając zatłoczony klub dostały się tuż za ladę gdzie zamawiała najbardziej procentowe drinki.
-Amy, nie możesz, masz za słaba głowę i dobrze o tym wiemy. Będziesz jutro tego żałować.- Ann próbowała odciągnąć Niemkę od tego pomysłu jednak ta była na tyle zdecydowana iż nie miała zamiaru przystopować.
-Jedyne czego będę żałować to dnia w którym na mojej drodze pojawił się Marco Reus- odparła przechylajac jednym ruchem ręki kieliszek. Odwróciła jeszcze swą głowę w miejsce gdzie przed chwilą Jej mąż tańczył z rudowłosą dziewczyną,  lecz to co ujrzała doprowadzało Ją do furii. Mianowicie blondyn przypierając nową koleżankę do ściany zaczął Ją namiętnie całować trzymając Ją kurczowo za pośladki.
-Jeszcze raz to samo- zwróciła się do barmana klnąc w myślach Marco, który robił coś tak ohydnego na Jej oczach. Dosyć, że w Jej obecności to jeszcze tak, żeby wszyscy to widzieli. Katastrofa.
***
Poprawiała swe niesfornie opadające włosy, których kosmyki znajdowały się na całej twarzy. Poczuła już dość mocno zaalkoholizowany organizm lecz nie zamierzała przestać.
-Amy błagam , jedźmy do domu- zaoponowała Ann, która nie tak wyobrażała sobie noc w klubie. Dziewczyna zamarła gdy ujrzała obok nich tego samego człowieka, który doprowadził Amandę do tego stanu.
-Cześć Ann....Amy- dodał spoglądając posępnie na sylwetkę brunetki, która nie zamierzała się odwracać. Na dźwięk głosu blondyna poczuła w sobie tyle odwagi i wrogości w stosunku do męża, że jedyne czego pragnęła to przywalić Mu w tą piękną buźkę tak aby już nigdy nie miał możliwości spojrzenia w lustro. Zrezygnowała jednak z tego kroku czując jak chwiejne są Jej nogi.
-Widzi Pan tę piękną dziewczynę na parkiecie?- zapytał barmana wskazując na znienawidzoną przez Amy Niemkę. -Poproszę najlepszy drink jaki tutaj serwujecie- puszczając oczko do mężczyzny zaczął otwierać portfel.
-Taaaak, najlepszy drink- powtórzyła Amanda- Tylko wie Pan musi być na tyle mocny, żeby dziewczyna padła z wrażenia a On mógł Ją sobie przelecieć. Najlepiej niech od razu Pan włoży tam jakąś tabletkę gwałtu- prychnęła brunetka
-Amy, przestań. Idziemy- łapiąc przyjaciółkę za ramię Ann postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
***

Najbardziej odczujesz brak drugiej osoby gdy będziesz siedział obok Niej i będziesz wiedział, że Ona nigdy nie będzie Twoja.

Poranne promienie słońca raziły oczy niczym laser chcący dorwać się do zakamarków mózgu. Głowa była nadmiernie ciężka a każda część ciała wołała o pomoc. Amanda otworzyła powolnie oczy żałując tego w tej samej chwili. Leżała naga przykryta jedynie satynową kołdrą a obok Niej spoczywał mężczyzna, który podobnie jak Ona pozbawiony był odzieży. Jak to się stało? Co ja tu robię?- te pytania zadawała sobie dziewczyna, która mało co pamiętała z zeszłej nocy. Miało być tak pięknie, razem z Ann świętowały  a później film się urwał. Co jakiś czas w Jej pamięci przelatywały obrazy to z Reusem to z rudowłosą dziewczyną. Poczuła nieprzyjemny zapach w gardle i stwierdziła, że musi jak najszybciej dostać się do ubikacji. Biegała po cudzym mieszkaniu po omacku szukając upragnionej toalety. Gdy w końcu Ją znalazła zrzuciła z siebie ciężar wczorajszej nocy. Oddychając ciężko pochylała się nadal nad sedesem czując jak ból głowy rozsadza Jej czaszkę.
-Już wstałaś maleńka?- zza Jej pleców wydobył się ohydnie skrzekliwy głos, który przyprawiał Ją o dodatkowe dreszcze. Obróciła się delikatnie by zgromić towarzysza wzrokiem i wtedy spostrzegła, że mężczyzna oparty o framugę drzwi jest nagi.
-Mógłbyś się ubrać?- zapytała okrywając sama siebie ręcznikiem. Tak bardzo było Jej wstyd, iż gdyby mogła zapadła by się pod ziemię. Jak mogła w ogóle spojrzeć na tego osobnika? Był obleśny.
-Wczoraj Ci się podobało misiu. Byłaś cudowna- odparł zbliżając się na niebezpieczną odległość do ciała brunetki. Poczuła Jego dłonie na swych plecach oraz nieprzyjemny odór alkoholu tuż koło ucha.
-Hola, hola. Ręce przy sobie. To, ze wczoraj coś zrobiliśmy to nie znaczy, że mam ochotę to powtórzyć.- stwierdziła wyswobodzając się z uścisku mężczyzny. Poszła w kierunku sypialni poszukując swoich ubrań. Gdy znalazła garderobę najszybciej jak tylko mogła wdziała Ją na swe ciało i opuściła mieszkanie do którego miała nadzieję już nigdy nie wracać.
***
Pierwszą rzeczą jaką zrobiła gdy tylko weszła do swego przytulnego mieszkania była podróż do łazienki. Zdejmując czarną koronkową  sukienkę oraz bieliznę udała się pod prysznic. Stanęła naga w miejscu odkręcając kurek z wodą, która przyjemnie spływała po Jej skórze. Odchyliła nieco głowę by kropelki cieczy mogły dotknąć Jej brzoskwiniowej cery na twarzy. Była zła, zawstydzona i jedyne o czym marzyła to zapaść się w głęboki sen i już nigdy się nie obudzić. Stała tak w nieruchomej pozycji dobre dziesięć minut, miała nadzieję zmyć z siebie moralny brud z poprzedniej nocy lecz w głowie nadal miała obraz nędzy i rozpaczy. Jak mogła posunąć się do tego stopnia? To było dla Niej niedorzeczne. Otulając się puchowo- różowym szlafrokiem na bosych stopach powędrowała do kuchni w poszukiwaniu tabletek na ból głowy. Gdy Je znalazła połknęła od razu dwie by nie katować się nieprzyjemnie pulsującą migreną, która niszczyła Jej nastrój. Miała dość, serdecznie dość. Ostatnie dni były dla Niej męką i ciągłym zmartwieniem, po wczorajszych wydarzeniach problemy wcale nie zniknęły. Poszukując w szafie odpowiedniej bielizny rozmyślała co z Nią jest nie tak. Ubierając koszulkę, która docierała do Jej połowy ud postanowiła przespać się choć jeszcze godzinkę, może to wszystko jakiś koszmarny sen? Gdy się obudzi będzie wszystko dobrze, musi być.
***
Kolejny raz tego dnia Jej oczy otworzyły się w ramach pobudki. Tym razem dzwoniący telefon co chwila nie dawał Jej spokoju, miała zamiar przeczekać aż osobnik znudzi się ciągłym maltretowaniem Jej osoby lecz nic z tego.
-Słucham?- zapytała ledwie słyszalnie czując nadal w gardle, że wcale nie jest na siłach dokonywać jakiejkolwiek rozmowy.
-To ja słucham. Co Ty wyprawiasz? Zachowujesz się jak rozpieszczone dziecko. Nie życzę sobie takiego traktowania, rozumiesz? Akurat Ty masz najmniej do powiedzenia względem mojej osoby- stwierdził głos w słuchawce który był głośny, za głośny.
-Marco, nie krzycz. O co Ci właściwie  chodzi?- zapytała zdezorientowana dziewczyna nie kojarząca jakichkolwiek faktów.
-O co mi chodzi? Raczej o co Tobie chodzi. Nie możesz tak sobie przychodzić do klubu i zwyzywać mnie od najgorszych, co Ty sobie wyobrażasz?! Świętą udajesz?! Otóż wyobraź sobie, że mam Cię gdzieś. Wracam do starych nawyków a Tobie nic do tego. Będę robił co będę chciał! Jeżeli miałem zamiar przespać się z tą dziewczyną to nie powinnaś się wtrącać, nasze małżeństwo, które było największym błędem mojego życia to tylko kwestia czasu, rozumiesz?!
-Nie wydzieraj się na mnie! Do jasnej cholery! Mam Cię dość ! Daj mi święty spokój i nie dzwoń tu!
- wciskając zbyt mocno czerwoną słuchawkę rzuciła telefonem o ścianę co w gruncie rzeczy doprowadziło do zniszczenia obudowy.
***
-Ann co tam się wydarzyło?- zapytała brunetka zaraz po tym gdy trochę ochłonęła i przeniosła się do narzeczonej Goetzego.
-Zaraz, to Ty nic nie pamiętasz?...Wiesz może i w sumie to dobrze. Nieźle narozrabiałaś.
-Ann błagam zlituj się, nic nie pamiętam, mogłabyś mnie oświecić?
- zapytała Amy nie zdając sobie sprawy co usłyszy.
-Na początku było fajnie, dobrze się bawiłyśmy. Potem zjawił się Reus z jakąś dziewczyną i chciałaś wyjść ale Cię przekonałam, żebyśmy zostały i pokazały Mu, że nie potrzebujesz Go do szczęścia. No i tutaj się zaczęło....- rzekła Niemka wypuszczając ze świstem powietrze z płuc.
-Co się zaczęło..Ann?- zapytała podnosząc jedną brew do góry.
-Wlewałaś w siebie hektolitry przeróżnych drinków, mówiłam Ci żebyś przystopowała ale nie chciałaś mnie słuchać. W pewnej chwili zjawił się Marco i tak bez powodu zrobiłaś Mu awanturę a na koniec poszłaś do tej Jego laluni i kazałaś Jej spieprzać do domu.

Zdziwiona Amanda patrzyła na Ann jak na okaz dziwnego zjawiska. Z otwartymi na oścież ustami i wytrzeszczonymi oczami nigdy nie podejrzewałaby siebie o taki czyn.
-Zniknęłaś mi potem- Ann poczęła kontynuować swą opowieść - Nigdzie Cię nie było, przeszukałam cały klub a Ty tak po prostu się rozpłynęłaś, Dzwoniłam, pisałam ale nic. Pomyślałam, że bardzo się wkurzyłaś na Reusa i poszłaś do domu więc też zwinęłam się do siebie.
-Nie poszłam do domu, obudziłam się w cudzym łóżku z nagim mężczyzną
.- odparła skruszona Amy spuszczając głowę w dół.
-Słucham?!- tym razem to blondynka wytrzeszczyła oczy na oścież.
-Tak, zrobiłam to Ann. Jestem tą suką, która pod wpływem alkoholu wskakuje obleśnym facetom do łóżka.
***
TADAM! Powróciłam:)
Troszeczkę dłuższy rozdział:)
:*