Ta pustka. Nie da się jej opisać. Tylko jej następstwa. Uczepienie się mojego kretyńskiego życia. Bezsilność. Pragnienie przeszłości. Zacząć wszystko od nowa, uniknąć błędów, jakich błędów? Skazany na pustkę? To jest mi pisane. Przeznaczenie. I wszystkie te bzdury. Najmniejszy ruch jest trudny. Oczy wbite w ziemię. Obojętność na wszystko.
Lolita Pille
-Tak,
Amy ma kłopoty i to poważne.
Po
wyrazie twarzy mężczyzny przebiegł grymas bezsilności. Jako
ojciec powinien opiekować się swoją córką lecz na odległość
nie potrafił Jej pomóc. Nabierające łzy do oczu postanowił
otrzeć rękawem koszuli nie rozklejając się przed Marco. Może i
nie miał siły na cokolwiek ale nie mógł ot tak rozpłakać się
przy byłym zięciu na zawołanie. Nic nie rozumiejący Reus stał
nadal wpatrzony w sylwetkę niegdyś jeszcze swego teścia z
niewzruszonym wyrazem twarzy. Czy Go cokolwiek to obchodziło? Czy
życie Amandy miało dla Niego jakieś znaczenie? Jego mina
wskazywała na to, że nie i chyba rzeczywiście tak było, iż zaraz
po rozpaczliwym stwierdzeniu zmartwionego ojca blondyn miał zamiar
wycofać się z pola walki.
-Przepraszam
panie Thomasie ale to już nie mój problem. Amy jest dorosłą
dziewczynką i wie co robi. Nie mam z tym nic wspólnego- mijając
energicznym ruchem mężczyznę doszedł do drzwi i nacisnął
klamkę.
-Nic
nie rozumiesz- stwierdził tata Amy na co blondyn stanął przy
wyjściu wpatrując się przez chwilę przed siebie.
-Tak
nic nie rozumiem! - uniósł się blondyn powracając do salonu. Był
wyraźnie wzburzony, wspomnienia wracają a my nie potrafimy z nimi
walczyć.- Kochałem Ją a Ona mnie zdradziła, to ja chciałem mieć
z Nią dziecko, pragnąłem być dla Niej oparciem, pomagać w
trudach codzienności. Minął rok, to wystarczająco dużo czasu by
móc zapomnieć, prawda? Wiec niech mi Pan oszczędzi ponownych
wspomnień i po prostu pozwoli odejść.
-Marco,
moja kochana Amy jest chora- rozpoczął senior na co Reusa znów
wmurowało w podłogę nie mogąc się ruszyć.- Ja nie mam pojęcia
dlaczego się rozstaliście, to nie moja sprawa. Nigdy w życiu nie
poprosiłbym Cię o pomoc, Amanda pewnie też nie ale jestem bezsilny
Marco, nie wiem co robić. Nie stać mnie na wycieczki do Afryki, mam
jeszcze na utrzymaniu drugą córkę i wnuczka.- stres spowodowany
stanem zdrowia Amy oraz fakt, iż mężczyzna od kilku dni nie
dojadał spowodowało, że na chwilę w Jego oczach zapanowała
ciemność i gdyby nie obecność młodego Niemca dawno leżałby na
posadzce.
-Spokojnie,
proszę usiąść- nakazał Marco podtrzymując mężczyznę, gdy ten
usiadł wygodnie w fotelu nabierając powietrza w swe płuca
postanowił kontynuować:
-Mówiłem
Amy, że ta praca w Afryce to nie dla Niej. Jest zbyt delikatna na
takie warunki, nie słuchała mnie. Nikogo nie słuchała i
pojechała. Na początku dawała znać często, mówiła że jest
ciężko, że ludzie tam nie mają podstawowych warunków do
codziennego życia. Pomagała im jak mogła, z miesiąca na miesiąc
kontakt robił się coraz rzadszy. Domyślaliśmy się z Angie, że
pochłonęła Ją praca. Aż w końcu nie dostaliśmy odzewu od ponad
dwóch miesięcy, postanowiliśmy się z Nią skontaktować ale nic z
tego. Wtedy po kilku dniach zadzwoniła do Nas lekarka z tamtejszego
ośrodka.....
-Co
się stało?- zapytał Marco jakby zapominając o wydarzeniach
jeszcze sprzed roku.
-Amy
myślała, ze choruje na grypę. Miała gorączkę, nudności, bolały
Ją stawy i inne typowe objawy przeziębienia. Dziwne było dla Niej
to, że nie ma kataru ani kaszlu więc poszła do tamtejszego
lekarza. Pobrali Jej krew na posiew badań i okazało się, że
została ukąszona- zakomunikował mężczyzna po raz setny chowając
twarz w dłoniach.
-Jak
ukąszona? Panie Thomasie, proszę się uspokoić i powiedzieć mi
wszystko-odparł spokojnie Marco.
-Przez
jakiegoś pasożyta. Zachorowała na malarię Marco. To straszna
choroba postępuje z dnia na dzień, czytałem o tym. W tym roku
zmarło już na świecie 2 mln osób! Moja Amy- rozczulił się
ponownie Niemiec. - Dostałem wczoraj telefon, że Amanda ma
nieprawdopodobnie wysokie napady gorączki i z wysiłku co chwila
mdleje. Ja nie mam pojęcia co robić Marco, dlatego zwróciłem się
do Ciebie. Oni nie mają tam jakichkolwiek leków, aparatury do
leczenia. Ona powinna zostać przewieziona tutaj ale choćbym
sprzedał cały dorobek życia to nie dam rady tego zrobić.
Potrzebny jest specjalny medyczny helikopter, żeby to uczynić. Ona
umiera Marco.
Na
dźwięk wypowiadanych przez mężczyznę słów blondyn zrozumiał
sens wypowiadanych informacji. Amy ma mało czasu, być może za
chwile już Jej nie być na tym świecie.
***
*RETROSPEKCJA*
-Marco
czy Ty w ogóle mnie jeszcze kochasz? Od tygodnia siedzisz przed tym
komputerem i gdy się do Ciebie zbliżam zasłaniasz ekran. Co się
dzieje? Masz kogoś?
-Chodź
tu głuptasie- uśmiechnął się szeroko sadzając sobie dziewczynę
na kolanach.
Objęła
ręką Jego szyję aby móc spojrzeć Mu w oczy. Była smutna,
autentycznie bez życia. Marco był dla Niej wszystkim ale wiedziała,
że nie jest najatrakcyjniejszą partią damską w Dortmundzie.
-Spójrz
na mnie aniołku, przed Tobą nie można mieć tajemnic prawda?
Jesteś jak FBI, a może nawet jeszcze gorzej- spojrzał na
dziewczynę, która nadal oczekiwała jakiegokolwiek wyjaśnienia.
-Kocham
Cię najmocniej na świecie ale przecież wiem, że nie odpuścisz.
Chodź- pociągnął brunetkę za rękę w kierunku wyjścia.
-Wychodzimy
gdzieś?- zapytała lekko zdezorientowana.
Nic
nie mówiąc blondyn zaciągnął Ją do auta by zawieźć
dziewczynę do celu podróży. Jechali w milczeniu dobre pół
godziny. Amanda w obawie przed tym dokąd Ją wiezie Reus milczała
nie wydawając z siebie ani jednego dźwięku, blondyn zaś był tak
skupiony na drodze iż nie miał zamiaru zakłócać ciszy.
-Jesteśmy-
rzekł wjeżdżając na zieloną polanę. Było kompletnie cicho,
nawet brzęczenia muchy nie dało się słyszeć.
-Co
tu robimy i co to wszystko ma wspólnego z Twoimi tajemniczymi
sprawami?- zapytała patrząc ciekawie na blondyna.
-Otóż...Miałem
Ci to później pokazać, ale jak zwykle Twoja ciekawość musiała
zwyciężyć. To jest nasza działka kochanie.
-Zwariowałeś?!
Po co Ci to? Kort golfowy chcesz tu budować czy co? Oszalałeś
kompletnie!
-Nic
nie rozumiesz, kupiłem tą działkę gdyż tu będzie stał dom.
Miałem Ci Go pokazać dopiero gdy będzie gotowy. Cholera miało być
inaczej, miałaś paść z wrażenia widząc to wszystko w gotowości.
Brunetka
nic nie mówiła tylko wpatrywała się źrenicami szeroko otwartymi
w swego chłopaka.
-Marco?
Mówisz poważnie? Te wszystkie tajemnice były po to by zrobić mi
niespodziankę? Wcale mnie nie zdradzasz?
-Nie
chodziło o żadną niespodziankę- odpowiedział zdając sobie
sprawę jak to brzmi. Brunetka stała w zupełnym osłupieniu nie
wiedząc co się dzieje. Blondyn wrócił na chwilę do swego Astona
Martina zostawiając dziewczynę w nadal trwającym zdumieniu. Gdy
wrócił po chwili był zdenerwowany bardziej niż zwykle toteż
dziewczyna sama nie wiedziała o czym myśleć.
-Amy,
jesteś piękna, cudowna i masz wspaniałe serce. Za dużo
przejmujesz się losem innych i tak cholernie nienawidzę gdy jesteś
uparta. Jesteś zupełnym przeciwieństwem mnie ale....-Niemiec
uklęknął na kolana jak tradycja nakazała- Chcę być przy Tobie w
każdej możliwej chwili Twego życia, podać Ci kubek ciepłej
herbaty gdy będziesz chorować i całować czule na dobranoc.
Słyszeć Twój optymistyczny śmiech i zapewniać Cię, że wszytko
będzie dobrze. Planować z Tobą wycieczki i chodzić na głupie
zakupy do sklepu. Chcę robić z Tobą te wszystkie rzeczy jakie robi
mąż z żoną. Tylko odpowiedz na jedno pytanie.
Nie
czekając na dalszy zwrot wydarzeń brunetka wykrzyknęła głośne TAK
na znak aprobaty.
******
Heii ;*
Przychodzę z nowym rozdziałem i dodaję troszkę więcej wyjaśnienia co działo się z Amy.
Mam nadzieję, że druga część również przypadnie Wam do gustu.
Zapraszam na mojego drugiego bloga--->KLIK
Bye ^^