Jedno
słowo, jeden gest, jedno ukradkowe spojrzenie oczu może wywrócić
Twoje życie do góry nogami. Zraniona miłość jest bardzo bolesna
lecz jeszcze gorsza jest świadomość, że dało się Ją uratować
a Ty nic nie zrobiłaś w tym kierunku.
Leżenie w
bezczynności już na pewno nie było ulubionym zajęciem Amandy.
Wpatrując się w śnieżno biały sufit szukała jakiegokolwiek znaku
zaczepienia. A nuż przez okno wleci jakaś mucha, którą można
będzie zaobserwować. Nic z tego. Nuda. Nostalgia. Cisza.... Nużąca
bezsilność zmogła dziewczynę z sił, nie próbowała nawet
walczyć z opadającymi powiekami gdy nagle usłyszała kroki
wchodzące do pokoju szpitalnego.
-Marco- szepnęła
gdy ujrzała sylwetkę blondyna w drzwiach. -Co tu robisz? O tej
porze?
-Idę na trening
i pomyślałem, że wstąpię. Przecież mam po drodze- odparł
kładąc reklamówkę z owocami na stoliku.
Dziewczyna
wsparła się na łokciach by podciągnąć się trochę wyżej na
łóżku. Ucieszyła się wprawdzie, że ktoś Ją odwiedził i
dzięki temu zabije trochę wolnego czasu ale z drugiej strony nie
miała zamiaru skakać pod sufit wiedząc, że tą osobą jest Marco.
-Lubisz
pomarańcze, zawsze Je lubiłaś- stwierdził blondyn zauważając
jak brunetka spogląda na podarunek od Niego.
Uśmiechając się
delikatnie musiała przyznać Mu rację, uwielbiała ten owoc.
Zaimponowało Jej, że Reus nadal pamięta takie nieistotne rzeczy. Jego wyznanie co prawda było dość krępujące ale nie mogła nie
unieść kącików ust do góry.
-Pamiętasz takie
rzeczy?- zapytała spoglądając na Niemca, który w tej chwili
siadał na szpitalnym krześle obok Jej łóżka.
-Te i wiele
innych. Pamiętam, że gdy się poznaliśmy nie umiałaś jeździć na
rolkach i nie cierpisz jeść brukselek.....Amy, dlaczego Nam się
nie udało?- zapytał nagle wpatrując się w dziewczynę.
-Tak czasami
bywa. Nie poradziliśmy sobie z przeciwnościami losu, życie nie
jest wcale takie kolorowe i proste...Może rzeczywiście zbyt szybko
się pobraliśmy? Nie wiem Marco, nie umiem odpowiedzieć na to
pytanie. Nic się nie dzieje bez przyczyny...
-Nie przyjmuję
takiego wyjaśnienia. Po prostu nie! Zostaliśmy oszukani i musimy za
to płacić. Dlaczego?
Brunetka
wpatrywała się w rozgniewaną twarz mężczyzny i miała wrażenie,
że jeśli zaraz czegoś nie powie to się rozpłacze.
Sprawiedliwości nie ma, to jest pewne.
-Co mam Ci
powiedzieć? Nie wiem. Oczywiście, że Caro nas oszukała ale nie
jesteśmy bez winy. Mogliśmy spokojnie porozmawiać ale woleliśmy
skakać sobie do gardeł. Chyba nie mieliśmy co do siebie zbyt dużo
zaufania, a to przecież podstawa, prawda?
-Amy, kochałem
Cię. Czułem, że mogę wszystko. Zmieniłem się dla Ciebie, po to
żebyśmy mogli stworzyć coś więcej niż przelotny romans.
Chcieliśmy mieć dzieci, pamiętasz?
-Po co mi to
mówisz? Minęło tyle czasu. Po co?- załzawione oczy dały o sobie
znać, nie rozumiała do czego blondyn zmierza, nie chciała
zrozumieć. Zaczynała lubić swoje w miarę poukładane życie.
-Uważam tylko,
że nie ma drogi bez wyjścia a każdy problem da się rozwiązać.
-Nie Marco. Nie
tym razem. Zapomniałeś co się wydarzyło przez ostatnie półtora
roku? Wzięliśmy rozwód! Podczas którego obrażałeś mnie przy
wszystkich. A ta impreza w klubie tydzień po naszym rozstaniu?
Obściskiwałeś jakąś dziewczynę na moich oczach i patrzyłeś
czy to widzę! Mam wymieniać jeszcze?....Nie mam do Ciebie
pretensji, naprawdę. Ale są rany, które się nie goją i nie ma co
ich reperować.
***
Amanda
od dwóch dni przebywała już w swoim własnym domu. Każdy chuchał
na Nią i dmuchał aby niczego Jej nie brakowało. Była nadal
osłabiona po ciężkiej inwazji malarii w Afryce lecz na własne
żądanie wypisała się ze szpitala nie mogąc już patrzeć jak
wszyscy się nad Nią litują.
-Na
pewno niczego nie potrzebujesz?- zapytała Ann, która jak zwykle
miała w sobie nadmiar matczynych zapędów.
-Nie,
wszystko mam. Usiądź w końcu i przestań krzątać się po tym
mieszkaniu jakbym miała tu ukryć seryjnego zabójcę.
Sącząc
powoli ciepłą herbatę brunetka usłyszała telefon, który zaczął
wibrować. Wzięła urządzenie do ręki by zobaczyć nadawcę
połączenia. Zapatrzyła się w ekran zapominając o całym świecie.
Nie uszło to uwadze Ann, która zmarszczyła czoło w geście
zastanowienia.
-Nie
odbierzesz?- zapytała blondynka.
-Nic
ważnego. To tylko....Marco- odrzekła odkładając komórkę
nieopodal kubka z herbatą.
-Na
pewno nic? Dlaczego Go unikasz? Przecież wszystko sobie
wyjaśniliście. Jesteście dorośli a zachowujecie się jak dzieci,
naprawdę tego nie rozumiem. Ty niczego nie zrobiłaś, On Cię nie
zdradził, w czym więc problem?
Niemka
powstając z kanapy podeszła do okna za którym deszcz lał się
strumieniami pozostawiając mokre krople deszczu na kuchennej szybie.
-Tyle
się wydarzyło, tyle czasu minęło i padły słowa, które na
zawsze pozostaną w mojej pamięci, rozumiesz? Nie potrafię tego
wymazać i zapomnieć.
-Ale
chyba będziesz musiała podjąć jakąś konkretną decyzję. Marco
ma nieco inne zdanie na ten temat. Nie możesz tak kogoś zwodzić,
nikt na to nie zasługuje- stwierdziła żona Mario spoglądając na
okno pod którym słychać było jak ktoś gasi silnik. -Oho o wilku
mowa, pójdę już Amy, poradzisz sobie.
-Ale
Ann, proszę.......Nie zostawiaj mnie- szepnęła już sama do siebie
podczas gdy blondynka była dawno przy furtce.
Usiadła z powrotem przy kuchennym stole wyczekując wejścia do domu Marco.
Złapała się na tym, że z nerwów zaczęła skubać skórki przy
paznokciach. Gdy rozległ się głos dzwonka podskoczyła na miejscu
lecz po chwili odkluczyła frontowy zamek by wpuścić gościa.
-Amy?
Dlaczego nie odbierasz? Zrobiłem Ci zakupy, na pewno nie masz nic w
lodówce.- rzekł blondyn bezpretensjonalnie pakując się do środka
pomieszczenia.
-Wszystko
mam, Ann o to zadbała ale dziękuję nie musisz się tak fatygować.-
odparła spoglądając na Reusa, który z zapałem wciskał produkty
do lodówki, która pękała już w szwach.-Chyba musimy porozmawiać,
usiądź proszę.
Skierowała
swe kroki do salonu na białą puchową kanapę a obok Niej przysiadł
się Niemiec, który siadając przodem do brunetki skierował swe
oczy ku Jej osobie. Przypomniało Jej się momentalnie jak siadali
tak po pracy i rozmawiali o byle głupstwach tylko po to by pobyć ze
sobą choć przez chwilę.
-To
co się wydarzyło....Wiemy doskonale, że to nie była ani Twoja
wina ani moja. Jestem Ci ogromnie wdzięczna za wszystko co zrobiłeś
ale tak jak już wspomniałam możemy zostać tylko przyjaciółmi.
Marco
patrzył na swą byłą żonę nie spuszczając z Niej oczu i trawiąc
każde słowo, które padło z Jej ust. Po tym co przeszli miał
ochotę Ją przytulić, głaskać Jej delikatną dłoń i całować
czule Jej czoło zapewniając, że wszystko się ułoży. Lecz
dziewczyna miała nieco inne zamiary i to nie dawało Mu spokoju.
-Nie
ufasz mi już?- zapytał prosto z mostu podczas gdy zaskoczona Amy
utkwiła swoje spojrzenie w zawiedzionej minie piłkarza.
-Marco,
proszę. Przecież wiesz, że nie o to chodzi. Nie mam siły
rozmyślać co jeszcze się wydarzy. Dwa razy nie wchodzi się do tej
samej rzeki. Nie zrozum mnie źle, niczego nie żałuję ale .....-
zabrakło Jej odpowiednich słów by dokończyć kwestię.
-Przestań
udawać, wiesz jak tego nienawidzę, gdy ktoś kłamie. Prawda jest
taka, że ja chciałbym naprawić wszystko, żeby było jak dawniej
ale Ty tego nie chcesz i żałujesz z całego serca tego, że
spotkałaś mnie na swojej drodze- poderwał się z miękkiej kanapy
by oddalić się w kierunku wyjścia.
-Marco-
zdążyła zawołać Jego imię lecz gdy się obrócił i spojrzał w
Jej stronę nie potrafiła już wydusić z siebie ani jednego dźwięku.
I odszedł, tak po prostu.
Nie
wiedząc dlaczego podeszła do okna by spojrzeć ten ostatni raz na
sylwetkę chłopaka. Jakby otrzymując telepatyczny znak Reus
spojrzał w stronę dziewczyny tym pustym wzrokiem, który ukrywał w
sobie wiele emocji skrywających się przez ostatnie czasy. Był tylko
zwykłym człowiekiem, potrzebował akceptacji I miłości jak każdy
przeciętny Niemiec zamieszkujący na przedmieściach Dortmundu. Amanda
natomiast spoglądając na widok za oknem nie mogła znieść cierpienia bólu noszonego w swym sercu I zasłaniając firanę
zaczęła oczyszczać swą duszę płacząc bardzo rzewnie.
Wiedziała, że nigdy już nikogo tak nie pokocha jak tego uroczego
blondyna, który zawładnął całym Jej światem.
RETROSPEKCJA
Wracając
wieczorem po treningu do domu zdała sobie sprawę, że wszystkie światła były pozgaszane. Pomyślał, że Jego żona nie wróciła
jeszcze z dyżuru lecz przekręcając klucz w drzwiach uzmysłowił sobie, iż są one otwarte.
-Amy?-
zapytał kierując swe kroki do miejsca, w którym dało się słyszeć nieznajome głosy.
Brunetka
drzemiąc leżała na oparciu sofy a włączony telewizor wcale Jej w
tym nie przeszkadzał. Reus odkładając treningową torbę na podłogę rozczulił się tym widokiem lecz postanowił obudzić żonę zdając
sobie sprawę, że w takiej pozycji jaką przybrała tuż po
obudzeniu będzie odczuwała ból wszystkich części ciała. Musnął swymi wargami Jej rozpostarte usta, by wybudzić brunetkę ze snu. Po
tej czynności zauważył jak kąciki ust unoszą się w geście zadowolenia a na Jej policzki ukazują się urocze dołeczki.
-Oszukujesz,
wcale nie śpisz- zarzucił Jej mrucząc wprost do ucha te słowa.
-Tęskniłeś?-
zapytała otwierając już tym razem oczy na oścież i gestem ręki
przyciągnęła do siebie męża.
-Pokazać Ci jak bardzo?- odpowiedział pytaniem na pytanie poruszając brwiami.
-Wiesz,
miałam zły sen. Byliśmy w górach, spadłam na dół a Ty
uciekłeś. Przestraszyłeś się, że wszyscy pomyślą że to Twoja
wina I nawet nie próbowałeś mnie uratować.
-To
bardzo zły sen. Ja wskoczyłbym za Tobą perełko nawet w gorącą lawę.
-I
będziesz mnie kochał?
-Zawsze.
***
Ta dam!
Wiem, że już trochę późno na dodanie rozdziału ale jest.
Jeszcze świeżutki, cieplutki!
<3