A po wszystkim nauczysz się, że istnieje różnica między trzymaniem się za ręce a zakochaniem, że obietnice łatwo można złamać, pocałunki nie zawsze "coś" znaczą a na do widzenia wystarczy zwykłe "żegnaj".
Dziś był ten wyjątkowy dzień. Tego słonecznego sobotniego popołudnia Ann Kathrin i Mario mieli zawrzeć sakramentalne tak. Czy byli szczęśliwi? Na pewno. Lecz nie każdemu udzielał się iście optymistycznie radosny nastrój. Amanda od rana nie mogła spać, wypijając szklankę soku zagryzła przy tym tosta z dżemem i powzięła myśl, że należałoby w końcu porozmawiać z tatą. Nie na temat Angie, bo to jeszcze świeża sprawa ale o własnych problemach. Kiedyś mogli zawsze na sobie polegać, nie było przed nimi tematów tabu. Teraz ten kontakt niechybnie osłabił się co nie uszło niezadowoleniu brunetki. Wsiadła więc w swoje auto i zmierzała w kierunku swego rodzinnego domu. Tam wszystko było łatwiejsze, prostsze. Tak jakby problemy w ogóle nie istniały. Świat kręcił się w swoim zawrotnym tempie a ich mała cząstka stała w miejscu nadając swój własny rytm.
-Cześć tato- rzuciła na powitanie Amy widząc mężczyznę czytającego gazetę.
-Dziecko, dawno Cię nie widziałem- rzekł przytulając do siebie starszą ze swoich pociech.
-Angie nie ma?- zapytała dziewczyna
-Poszła do koleżanki. Stało się coś?- zadał pytanie widząc dość niewyraźną minę swojej córki. Zawsze wiedział kiedy Jej coś dolega, przecież był ojcem.
-Przejdziemy się do ogrodu?- rzekła mając nadzieję na świeżym powietrzu choć na chwilę zebrać myśli.
Chwytając rodziciela pod ramię udali się na zewnątrz gdzie pośród domu rosły wielobarwne kwiaty i pięły się w górę rozmaite owocowe drzewa. Gdy była mała uwielbiała przychodzić tu z kocem i bawić się na powietrzu.
-Dziś jest ślub Ann.
-Tej Ann?- zapytał wyraźnie zaciekawiony.
-Tak, moja przyjaciółka wychodzi za mąż-uśmiechnęła się w duchu ciesząc się ze szczęścia blondynki. -Pamiętasz tato jak przyprowadziłam pierwszego chłopaka? Rany boskie miałam dwadzieścia jeden lat, już myślałam, że zostanę starą panną.
Słuchając wywodów córki mężczyzna uniósł kąciki ust w szczerym uśmiechu.
-Nie śmiej się, to wszystko Wasza wina. Tak Twoja i Mamy, zawsze byliście tak dobranym małżeństwem, że każdy chłopak którego spotykałam nie dorastał Ci do pięt tato.
-I poznała Marco- stwierdził rodziciel brunetki.
-Taaak- rzekła przeciągle Amy zatrzymując się na chwilę. -Na początku mnie irytował a później został moim mężem.....Tato, rozwodzimy się- rzuciła na jednym wydechu wyczekując jakiejkolwiek reakcji.
-Jak to?Amy żartujesz?- zapytał lecz wystarczył jeden rzut oka na córkę by rozwiać swe wątpliwości. Dziewczyna mogła kłamać jak z nut lecz w Jej oczach było coś takiego, że ledwo zdążył do Nich zajrzeć wiedział, że to nie blef -Co się stało? Zranił Cię?
-To już nawet nie o to chodzi. Boli mnie to, że zamiast rozwiązywać nasze problemy znalazł pocieszenie u innej. Wiem, że nie byłam bez winy ale nie zasłużyłam na to.
-Wszystko będzie dobrze- odrzekł mężczyzna gładząc córkę po plecach.
***
Ubrana w kremową sukienkę przed kolano z małym bukiecikiem lilii w dłoniach uchyliła drzwi kościoła. Spóźniła się trochę, w sumie celowo nie chciała udawać sztucznej radości i widzieć Marco. Stanęła na samym końcu wypatrując sylwetki państwa młodych. Gdy zajrzała tuż na ołtarz zdała sobie sprawę, że nie tylko Ona zrzekła się z bycia świadkiem. Mianowicie tuż za Mario nie spoczywał Marco lecz jakiś inny mężczyzna. Obejrzała się z niepokojem na resztę gości i w najmniej oczekiwanym momencie ujrzała Go. Jak zawsze cholernie idealny w dopasowanym garniturze. Stał w tym samym miejscu co Ona lecz po drugiej stronie kościoła. Patrzył na Nią tym swoim obłędnym wzrokiem z którego nigdy nie potrafiła wyczytać myśli blondyna. Był nieprzewidywalny.
-Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci- dotarło do uszu Amy toteż postanowiła odwrócić wzrok.
Przez głowę przeszły Jej różne myśli, czy kiedy Ona stała na ślubnym kobiercu wyobrażała sobie to co będzie działo się teraz? Nie, oczywiście, że nie. Miała nadzieję trwać w tej sielance aż do grobowej deski.
***
Gości była pełna sala, zarówno Mario jak i Ann posiadali bowiem liczne rodziny oraz szeroką grupę przyjaciół. Trzymając lampkę szampana w dłoni Amy postanowiła na chwilę się przewietrzyć. Była wprost rozrywana do tańca lecz nie miała ochoty z nikim wirować na parkiecie. Nawet tu na zewnątrz jakiś chłopak namolnie prosił o taniec, gdy odmawiała nie chciał słuchać słowa sprzeciwu ciągnąc Ją za nadgarstek.
-Nie słyszałeś co powiedziała?!- męski głos odciągnął energicznie chłopaka dając Jej poczucie swobody. Czy na pewno?
-Nie musiałeś być taki niemiły- prychnęła poprawiając swoją suknię -Od kiedy Ci tak zależy na moim zdaniu?
-Pieprzysz znów głupoty Amy. Zaraz, zaraz....a może miałaś też z Nim ochotę?- zapytał za co dostał siarczysty cios wymierzony wprost w Jego lewy policzek.
-Jesteś skończonym idiotą Reus. Zamiast denerwować mnie na każdym kroku może byśmy porozmawiali jak ludzie?-zapytała siadając na krześle.
-O przepraszam księżniczkę, że uraziłem- prychnął.
-Opanuj się człowieku, żyjesz w takim kłamstwie, że szkoda mi Ciebie wiesz? Jakieś farmazony jak to Ci było dobrze i wspaniale a przy pierwszej możliwej okazji idziesz z Nią do łóżka i jedyne co słyszę to, że jest lepsza ode mnie! Super!- stwierdziła czując jak do Jej oczu napływa fala łez.
-Amy
-Po prostu porozmawiajmy- wycedziła przez zęby.-Dopóki możemy na siebie patrzeć rozwiedźmy się jak normalni, cywilizowani ludzie.
-Skontaktuje się z prawnikiem i w przyszłym tygodniu dostaniesz pismo- odrzekł skruszony. -Jeśli chodzi o dom...
-Nie chcę Go, możesz tam zostać- odparła na jednym wydechu zdając sobie sprawę, że zaraz się rozpłacze.
Nastała długa krępująca cisza którą postanowił przerwać Mario szukając swego przyjaciela- Marco chodź na chwilę.
I tak po prostu poszli, Amanda poczuła się jakby część życia uciekała gdzieś daleko.
-Amy? To Ty?- zapytała Ann, która zauważając przyjaciółkę usiadła obok.
-Chciałabym aby ktoś włożył mi nową kartę pamięci do mózgu. Taką czystą, nic bym nie pamiętała.
-Myślałam, że się pogodziliście- odparła panna młoda.
-Ja Go kocham- Amanda Reus przestała zgrywać feministkę. Rozpłakała się wycierając swe dłonią, na której znalazł się tusz do rzęs. -Ja Go tak cholernie potrzebuję, mimo tego co zrobił jest dla mnie wszystkim. Nie mogę patrzeć jak wyrywa te dziewczyny na jedną noc
-Amy, chodź do środka, rozmazałaś się- odrzekła Ann nie mogąc patrzeć na cierpienie przyjaciółki,
-Nie, chyba pójdę do domu. Przepraszam kochanie ale powinnaś być szczęśliwa, to najpiękniejszy dzień w Twoim życiu. Nie będę psuć tej atmosfery a poza tym nie chcę się znów upić zrobić jakiejś głupoty. Jeszcze jedno, chcę żebyś wiedziała, iż bardzo się cieszę, że wychodzisz za mąż. Mario to dobry chłopak.
-Dziękuję- wyszeptała Ann tuż do ucha przyjaciółki przytulając Ją.
***
Kolejna butelka wina lądowała tuż pod stołem turlając się po podłodze. Przeglądając wspólne zdjęcia z Marco przypomniała sobie te wszystkie wspaniałe chwile przeżyte z blondynem. Kiedyś nie wyobrażała sobie życia bez Niego a teraz? Była zmuszona sobie sama radzić. Nigdy nie rozumiała samobójców, jak tak po prostu można myśleć tylko o sobie i się zabić? W tej chwili jednak wszystko Jej było jedno. Przeglądając zdjęcia z Ibizy z zeszłych wakacji zamknęła z trzaskiem laptopa.
-Idź do diabła Reus.
************************
Och! Mam nadzieję, ze chociaż Wam się spodoba bo mi osobiście z rozdziału na rozdział wydaję się, że coraz to gorsze flaki z olejem!
Nie skłamię jeśli powiem, że Wasze komentarze ogromnie mnie motywują.
No tak sie cieszę!
See you ;*
P.S. Mój drugi blooooog---->KLIK
Cudowny rozdział! *.* W pewnym momencie miałam nawet łzy w oczach. Tworzysz arcydzieła <3 Duuuuuuużo weny życzę i czekam na next :)
OdpowiedzUsuńEhh a już myślałam, że porozmawiają o tych dwóch nieporozumieniach i jakoś sobie to wszystko poukładają, a tu trach...
OdpowiedzUsuńW końcu Amy przyznała się, że go kocha. Próbowała to z siebie tak długo wyrzuć, że się temu poddała i w końcu się przyznała sama przed sobą. Reus czuje do niej to samo, więc jednak liczę, że do ich rozwodu nie dojdzie.
Rozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**
Ojej to się narobiło. Podobnie jak Ann myślałam, że się pogodza. Jeden plus tego ze przynajmniej ślub się odbył.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że pogadają i dojdą do porozumienia, a być może się pogodzą, jednak tak się nie stało..
Ale wierze, że w końcu wyjaśnią sobie wszystko i będzie dobrze bo w końu tak naprawdę nie mogą bez siebie żyć . Jeden , drugiego kocha .
Czekam z nie cierpliwością nn :*
Pozdrawiam <3
Genialny rozdział <3
OdpowiedzUsuńZ każdym kolejnym mam nadzieję, że w końcu się dogadają, a jest tylko coraz gorzej.
Ogromnie szkoda mi Amy. W koncu przyznała się, że go jeszcze kocha... Na pewno jest jej tak ciężko. A Reus? Niech w końcu przejrzy na oczy, a nie o jakiś prawników wymyśla :/
Kurczę ... już chcę kolejny rozdział! Uwielbiam to opowiadanie ;)
pozdrawiam gorąco i zapraszam do siebie na kolejny rozdział <3
Buziaki :*
Faajny ten blog... taki z charyzmą i przeszłością, którą możemy sobie tylko wyobrazić. Amy...hm jest nadal zakochana po uszy w Marco a on za przeproszeniem ma ją w dupie chociaż tak nie powinno być. Ja najbardziej chciałabym, żeby Marco uświadomił sobie kogo rani i co tak na prawdę czuje do Amy...a potem żeby byli razem- takie moje fantazje. Blog jak zawsze świetny i trzymasz podobny poziom a nawet i wyższy niż poprzednio, kiedy pisałam i czytałam blogi. Mam nadzieję, że choć trochę mnie pamiętasz :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://bvb-jaciebietez.blogspot.com/
Pozdrowionka :*
Świetny blog i super rozdział ! ;)
OdpowiedzUsuńJejku jak ja bym już chciała , by oni byli znów razrm ;* Myślę, że źlr zrobiła wychodząc z wesela swoich przyjaciół ;/ na jej miejscu zostałabym i pokazala Reusowi jak dobrze się bawi , by widział co stracił ;) ;*
Z niecierpliwoscia czekam na następny ;)
Buziaczki, Karinka ;*