sobota, 30 maja 2015

Rozdział 15

- Dlaczego niektórym słowo kocham przychodzi z takim trudem?
- Bo wymawiając je stajesz się bezbronny.
Nora Roberts


Chciała zapomnieć raz na zawsze. O Marco, o pocałunku, o tym jaka jest słaba w obecności blondyna. Jej nabrzmiałe wargi nie pozwalały Jej na to, ciągle czuła smak ust Niemca i sama nie mogła uwierzyć jak mogła pozwolić na ten incydent. Jeszcze przed chwilą miała ochotę rzucić się na Reusa nie zważając na inne okoliczności, zupełnie jakby postradała zmysły. Z rozmyślań wyrwał Ją głos Ann dochodzący zza drzwi, która nawoływała brunetkę na śniadanie. Z niepewnością zebrała się w sobie by zejść na dół, nie zdążyła jeszcze ochłonąć a czekało na Nią starcie z piłkarzem. Pocieszała Ją jedynie myśl, że nie będzie z Nim sam na sam. Schodząc powolnie ze schodów ku Jej niezadowoleniu zauważyła, że wszyscy siedzą już przy stole, przyspieszyła więc kroku i usiadła na przeciwko blondyna, który postanowił nie spuszczać z Niej oka. Amanda zaś błądziła oczami dookoła byle nie spotkać się ze wzrokiem Marco.
-Ładna dziś pogoda, może przejdziemy się na stok?- zapytała Ann pełna rumieńców spoglądając na resztę towarzyszy. Wszyscy jak jeden mąż entuzjastycznie wyrazili zgodę na to przedsięwzięcie jednak pewnej osobie przy tym stole zamigała lampka awaryjna w głowie.
-Wiecie co? Idźcie sami, ja dość kiepsko się czuję- stwierdziła patrząc przy tym ukradkiem na Marco,który zwęził swe oczy czując co się szykuje.- Zostanę w domku ale Wy bawcie się dobrze- dodała.
-Źle się czujesz? Przecież nie zostawimy Cię samą. Najwyżej przełożymy to na później- odparła stroskana przyjaciółka Amy lustrując Jej osobę.
-Ale nie ma sensu, żebyśmy wszyscy zmieniali swój plan dnia zostając z Amy- dodał Reus i zanim zdążył skończyć brunetka przemówiła:
-Właśnie, jestem dużą dziewczynką i poradzę sobie sama. Nic mi nie jest.
-Chciałem powiedzieć, że nie ma sensu aby Ann i Mario psuli sobie dobrą zabawę, bo ja zostanę również w domku. Sam nie najlepiej dzisiaj spałem to przy okazji odpocznę i będę miał oko na Amy- odrzekł wprawiając tym Amandę w osłupienie. Rozdziawiła szeroko swe oczy jak i usta czując jak ktoś pod stołem dotyka Jej nogi. Cofnęła energicznie część ciała piorunując wzrokiem Marco.

-Dobrze a więc ustalone- odparła uradowana Ann klaskając w ręce. Mario krzyżując ręce na piersi przypatrywał się żonie ze stoickim spokojem. Dobrze wiedział dlaczego blondynka o mało co nie podskoczyła do nieba.
***
Podążyła do swego zajmowanego pokoju by zamknąć się na cztery spusty i nie pokazywać nikomu. Jedyne na co miała teraz ochotę to zasnąć i obudzić się dopiero gdy skończy się ich przygoda w górach. Niestety, musiała wytrzymać jeszcze dwa dni a to z perspektywy zdarzeń wcale nie wydawało się być łatwe. Przykrywając się szczelnie kocem ułożyła swe ciało na łóżku i dopiero wtedy poczuła jaka jest zmęczona. Nie spostrzegła się nawet gdy Morfeusz porwał Ją w swe objęcia.
***
-Dobrze wiesz, że nie powinniśmy nigdzie iść- stwierdził Mario tarasując drogę blondynce.
-O co Ci chodzi? Idziemy przejść się na stok czy będziesz tu tak stał i udawał wieszak?- nie tracąc dobrego humoru Ann próbowała wyminąć osobę Goetzego w drzwiach jednak nie dała rady. Mario ujmując żonę za łokieć wprowadził Ją spowrotem do środka pomieszczenia.
-Dobrze wiesz, że Oni się pozabijają. Widziałaś jak Amy patrzyła na Marco?. Jakby Go chciała poćwiartować i wyrzucić przez okno.- dodał Niemiec.- Nigdzie nie pójdziemy i nawet o tym nie myśl.
-A właśnie, że pójdziemy i choćbym miała Cię wziąć na barana to pójdziesz ze mną! Oni się kochają do cholery! Nie widzisz tego? To niemożliwe, że już nic do siebie nie czują, nie uwierzę w to i już! A teraz zbierz te szanowne cztery litery i chodź ze mną albo zostawię Cię w najbliższym lesie, będziesz niezłą przekąską dla niedźwiedzi.
-Wcale nie jestem gruby!- odparł Mario zapominając o celu swej przemowy. Podążył za żoną dotrzymując Jej kroku.
***
Mimowolnie otworzyła oczy czując na sobie przenikliwe spojrzenie. Zdążyła uchylić ledwie powieki i zdawało Jej się, że znowu śni. Wielkie źrenice Marco wpatrywały się w Nią a twarz blondyna była tak blisko, że gdyby uniosła rękę mogłaby zanurzyć palce w blond czuprynie.
-Co Ty tu robisz?-wychrypiała swym głosem tuz po przebudzeniu nie spuszczając wzroku z Reusa.
-Przyniosłem Ci herbatę, no przecież martwię się o Ciebie- odrzekł przenosząc swój wzrok na usta byłej żony.
-Dobrze wiesz, że nic mi nie jest. Możesz się odsunąć? Chciałabym wstać.
-A co jeśli nie?- zapytał figlarnie unosząc jedną brew do góry. Przygwoździł swymi dłońmi Amy po obu stronach Jej głowy będąc jeszcze bliżej niż poprzednio.
-Nie zaczynaj- wyszeptała dziewczyna zbierając w sobie resztki sił by cokolwiek z siebie wyrzucić.
-Kochanie daj już spokój, po co ten cyrk?- zapytał blondyn przysuwając swe usta niebezpiecznie blisko. Musnął dolną wargę Amandy tak delikatnie, że dziewczyna poczuła jak w Jej brzuchu zaczęło się poruszać całe tuzin motyli. Jej uda zaczęły niebezpiecznie pulsować co nie było dobrą oznaką. W jednym momencie była zła na Reusa, że nie ośmielił się na odważniejsze pocałunki, chciała więcej....

Zarzucając swe ręce na szyję Marco przyciągnęła Go do siebie oddając się chwili. młody Niemiec wymruczał wprost w Jej usta imię Amanda co tylko spotęgowało Jej pragnienie. Nim się obejrzała leżała już na Marco szukając ukojenia w Jego ramionach. Całowali się bez tchu wytchnienia upajając się chwilą. Dopiero gdy Marco podchwycił pośladki Amy ta znieruchomiała.
-Nie.

*****
Cześć Kochane ;)
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za ukrócenie akcji w takim momencie! :)
Dziś mam dla Was trochę ogłoszeń. (Hahahah jak w kościele)
1.Zapraszam na mojego drugiego bloga,iż waham się nad zawieszeniem Go.  http://zakazany-romans.blogspot.com/
2. Formatowałam ostatnio komputer i...( nie, nie usunęło mi rozdziałów bo zgrałam je na pendrive) ale zapomniałam zapisać Waszych blogów i teraz sama już się nie orientuję co czytałam a co nie. Byłoby miło jakbyście w komentarzach albo w spamie rzucili linkami. W czasie wolnym mam zamiar nadrobić.
3. Proszę anonimki o podpisywanie się, bo mam wrażenie, że jedna i ta sama osoba pisze ten sam komentarz! :)
No także miłego weekendu. ;)
NEXT=9 KOMENTARZY

piątek, 15 maja 2015

ROZDZIAŁ 14



Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo jest się zgubić.
Cecelia Ahern


Czy przyjaźń damsko- męska istnieje? Opinii jest mnóstwo, tyle ile zwolenników jest i przeciwników ale Amy święcie chciała wierzyć, że tak. Istnieje. Gdy odebrała telefon od Marco o domniemanym wyjeździe w góry od razu chciała powiedzieć kategoryczne NIE. To, że się pogodzili nie znaczyło, iż od razu będą jeździć na wspólne wycieczki jakby nigdy nic. Lecz gdy blondyn przekonał Ją, że tak naprawdę to wszystko zasługa Ann to nie mogła się nie zgodzić. Ann Kathrin rozszarpująca Ją na środku ulicy? Nie, to na pewno nie byłby miły widok. O dziwo dzień przed wyjazdem cieszyła się z tego, że podjęła takie kroki. Dawno już nie była nigdzie z przyjaciółmi, a zwłaszcza po to aby tak beztrosko wypocząć. Zamykając więc swą podróżną torbę poszła pod prysznic z radosnym spokojem ducha, który nakazywał Jej pełną euforię umysłu.
***
-Myślisz, że się pogodzą?- zapytała Ann Kathrin rozpakowując swe walizki w pokoju, który zajmowała z Mario. Chatka była piękna, taki prawdziwy leśny domek z kominkiem i tym wszystkim co powinno być na swoim miejscu.
-Nie wiem, chyba nie powinniśmy się do tego wtrącać, prawda Ann?- zapytał unosząc brwi lustrując dokładnie dziewczynę. Doskonale znał Jej możliwości i nie chcąc zaskarbić sobie kłopotów wolał pilnować Jej wyczyny dwadzieścia cztery godziny na dobę.
-Tak, tak- odrzekła szybko kierując swój wzrok gdzieś w dal, Jej myśli już dawno były gdzie indziej.
-Nawet nie próbuj tego robić! Dosyć, że....
Mario próbował zacząć swój wykład o domniemanym swataniu swojej żony lecz w tej samej chwili do pokoju zapukał obiekt ich rozważań.
-Idziecie na stok? My z Amy jesteśmy już gotowi, jest piękna pogoda, ruszcie się- ponaglił ich Marco a Ann uradowana wymijając Goetzego szepnęła Mu do ucha:
-Zobaczymy....
Brunet wznosząc rozpaczliwie brwi do góry zaczął błagać o litość. Prawda była taka, że choćby bardzo chciał nie mógł sprawować całkowitej kontroli nad Ann.
***
Góry tego roku są piękne, zjawiskowe a pogoda rozpieszcza swych urokiem. Cała czwórka turystów szła jak urzeczona po skrzypiącym śniegu podziwiając nieznane widoki. Co chwila ktoś przed nimi przecinał im drogę zjeżdżając na nartach ale nic ich to nie obchodziło. Całkowicie nic nie było w stanie popsuć im wypoczynku. Tu nawet nikt ich nie rozpoznawał, mogli choć przez chwilę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o tym co będzie po powrocie.
Amanda razem z Ann przystanęły na szlaku czekając na Mario i Marco, którzy mieli przynieść narty dla nich. To miał być pierwszy raz Amy na tymże przyrządzeniu, jeszcze wczoraj zamierzała błagać całą trójkę przyjaciół o wyrozumiałość ale byli nieugięci. Doskonale wyobrażała sobie stan swoich bolących pośladków nazajutrz, ale trudno. Słowo się rzekło, przecież nie ucieknie do lasu.
-Nie bój się głuptasie. Przecież dasz sobie radę, ja się nauczyłam to Ty tym bardziej...-Pani Goetze chciała jeszcze coś dodać lecz poczuła jak wpada na Nią ciężki osobnik. Niestety nie dała rady utrzymać równowagi, toteż zaczęli się kulać z góry jak banda rozwrzeszczanych dzieci. Na szczęście nieopodal znajdowało się małe drzewko, które zatamowało ich dalszą wędrówkę. Ann już miała na końcu języka, to co zamierzała powiedzieć okropnemu osobnikowi, który staranował Ją. Wstała na chwiejnych nogach zauważając, że wygląda jak bałwan i gdy się obróciła zauważyła znajomą twarz.
-Ty głupku! Zrobiłeś to specjalnie! Jesteś nienormalny, mogliśmy sobie złamać nogi!- wrzeszczała jak opętana popychając co chwila bezradnego Mario. W efekcie Goetze nadal stał na nartach i znów się przewrócił turlając się wgłąb stoku.
-Mój Boże! Mario nic Ci nie jest?!- uklęknęła przy Nim sprawdzając czy wszystko w porządku.
-Potrzebuję sztucznego oddychania- wyszeptał podnosząc jedną powiekę do góry.
-Świr!- skomentowała głośno blondynka kładąc się na swoim mężu. Złożyła na Jego zimnych ustach pocałunek sprawiając, iż w ich ciałach zaczęła płynąć gorętsza krew.
***
-Są słodcy prawda?- zapytała Amy spoglądając z uśmiechem na przyjaciół.
Marco odwzajemnił uśmiech po czym rozmyślając nad czymś głęboko zaczął objaśniać Amandzie na czym tak naprawdę polega narciarstwo.
-Przecież się zabiję i nic więcej z tego nie będzie.- odprychnęła dziewczyna patrząc na swoje nogi, które ubrane już były w zimowy sprzęt.
-Będę Cię asekurował- odrzekł blondyn podając dłoń brunetce, tak aby mogła wstać ze śniegu.
-Łapy przy sobie!- zagroziła uśmiechając się szeroko. Zamierzała dać ostrzeżenie Reusowi i pociągając Go za dłoń znalazł się leżący na brzuchu tuż koło brunetki.
-Zapłacisz mi za to!- podnosząc się nieznacznie z białego puchu zaczął obkładać dziewczynę śniegiem.
-Marco nie! Błagam, będzie mi zimno i nie! Ostrzegam Cie nie pod bluzkę!- krzyknęła lecz było już za późno. Chcą odpłacić się blondynowi tym samym kopnęła Go nieznacznie tak, że powtórzył lot w dół swoich poprzedników. Nie zamierzała sama czekać aż ktokolwiek zechce wejść na górę toteż kładąc się na śniegu sturlała się na sam dół wesołej gromadki.

***
Zima bywa piękna, ale taka prawdziwa z dużą ilością śniegu i dobrej zabawy. Amanda odkąd pamiętała kochała tę porę roku. Już jako dziecko  lepiła bałwana oraz uczestniczyła w przeróżnych   zabawach na śniegu dzięki którym dorobiła się wielu siniaków. Lecz nie to było najważniejsze. 
Budząc się z samego rana otworzyła okno na oścież by poczuć na twarzy powiew świeżego powietrza. Zamknęła oczy i wdychając orzeźwiający tlen poczuła jak nieziemsko rozprzestrzenia się po płucach. W jednej chwili powzięła myśl, by przejść się po zakamarkach gór. Ubierając się zeszła  po cichu na dół, by nie zbudzić reszty domowników. Wdziała na swe ciało ciepłą kurtkę wraz z czapką i szalikiem po czym wyszła na zewnątrz. Mimo tego, iż temperatura była na minusie twarz dziewczyny wykrzywiła się w uśmiechu gdy poczuła skwierczący śnieg pod butami.
-Przeziębisz się- stwierdził znany jej głos za plecami. Obróciła się na pięcie by upewnić się kto stoi za nią.

-Nie możesz spać?- zapytała pocierając dłońmi o siebie aby Je rozgrzać.
-Uwielbiam takie śnieżne poranki w górach, tutaj nie myślę o niczym. Tak jakby wszystkie problemy nagle zniknęły- odrzekł Reus spoglądając kątem oka na dziewczynę.
-Tak, strasznie magiczne to miejsce. Zupełnie jak w bajce- odparła żałując w tej chwili, że zapomniała rękawiczek.Przez te kilka chwil dłonie tak zdążyły Jej zmarznąć, że powoli nie czuła już palców.
-Zawsze zapominasz o rękawiczkach. Powinnaś Je sobie przyszyć- uśmiechnął się blondyn stojąc  naprzeciwko brunetki. Chwycił Jej dłonie w swe silne ręce. Amy uniosła swe oczy ku górze, by sporzeć na twarz swego towarzysza. Od razu pożałowała tej decyzji, zdała sobie sprawę, że Marco również Jej się przypatruje. Poczuła oblewający rumieniec na twarzy. Ta chwila była tak idealna, zupełnie jakby ta dwójka ludzi była nastolatkami na pierwszej randce. Palce Reusa gładziły dłonie Amy tak delikatnie niczym muskanie piórkiem, mimo tego momentalnie zrobiło Jej się gorąco i to nie tylko w dłoniach ale na całym ciele.
-Marco...-wyszeptała Jego imię gdy ujrzała twarz Niemca zbliżajacą się do Jej postury. Powinna uciekać jak najszybciej ale nogi odmówiły Jej posłuszeństwa, zupełnie jakby ugrzęzła w białym puchu. Marco nie spuszczając wzroku z brunetki próbował Ją uciszyć. Chciał poczuć bliskość Jej ciała, pragnął Jej dotyku, poczucia beztroski przy Jej boku. Czy to było wiele? Oddałby wszystkie swoje błędy. Kładąc kciuk na Jej malinowych zziębniętych ustach ni mógł oderwać od nich wzroku. Jedyną rzeczą o jakiej był w stanie myśleć to wizja aby złożyć na tych wargach pocałunek. Gładząc jeszcze przez kilka sekund usta zbliżał się coraz bardziej. Amanda nie oponowała, zamiast tego w geście bezradności zamknęła oczy. Marco ujmując twarz dziewczyny w obie dłonie poczuł waniliowy zapach Jej ciała. Tylko Ona tak potrafiła pachnieć, to był zapach Amy. Jego Amy. Gdy zaczął Ją całować dziewczyna o mało co nie odpłynęła. Poczuła jak kolejny raz tego poranka nogi robią to co chcą. Mruknęła wprost w usta blondyna czując przyjemne uczucie. Pocałunki były tak delikatne jak powiew wiatru. Uczucie jakie ogarnęło Amy było tak doskonałe, że zapragnęła więcej. W jednej chwili przestały Jej wystarczyć lekkie muśnięcia zniewalających męskich warg. Kładąc dłonie na klatce piersiowej blondyna ośmieliła się na coraz bardziej odważne kroki. W tym momencie nie liczyło się nic. Tylko Oni. W pewnym momencie dziewczynie zabrakło tchu, więc nieco się odsunęła by złapać w płuca trochę powietrza. Zdała sobie sprawę z powagi sytuacji, tak długo potrafiła żyć w przekonaniu, że uwolniła się od byłego męża a teraz wystarczyła jedna chwila i co? Poszukiwała rozpaczliwie jakiegokolwiek wytłumaczenia dla swojego występku lecz w Jej mózgu powstała czarna dziura. Ostatni raz spojrzała w czekoladowe tęczówki blondyna po czym wyswobodzając się z uścisku wyszeptała ciche ''Przepraszam''. Czuła nieprzeniknione spojrzenie Marco, widziała Jego wzrok pełen bólu ale nie mogła zostać. Oddaliła się więc jak najdalej pragnąc zapaść się pod ziemię.
***
Gdy tylko otworzyła oczy postanowiła wziąć ciepłą kąpiel w wannie z mnóstwem zawartości olejku relaksacyjnego. Odkąd wczoraj Mario wpadł na Nią na stoku czuła ból w każdej części ciała. Była posiniaczona  niemal wszędzie lecz wcale nie była zła na bruneta. Czasami bywał jak małe dziecko i za to przecież Go kochała, codziennie dostarczał Jej nowych wrażeń. Odpoczywając w ogromnej wannie poczuła jak każdy mięsień w Jej ciele ulega rozluźnieniu. Relaksując się w ciszy nie zdawała sobie sprawy ile czasu już minęło. Sięgnęła po biały, puchowy ręcznik po czym wycierając swe ciało narzuciła na siebie tego samego koloru szlafrok. Wychodząc  z łazienki dostrzegła, ze Jej partner już nie śpi. Mruknął tylko pokazując swój zniewalający uśmiech. Nie przestawał wpatrywać się w Ann jak w obrazek.
-Mario? Coś nie tak?- zapytała szukając odzieży w swej podróżnej torbie.
Goetze podszedł bliżej dziewczyny zmuszając Ją aby odwróciła się w Jego stronę.
-Muszę Ci coś powiedzieć- przybierając najpoważniejszy wyraz twarzy na jakiego Go było stać kontynuował:
-Niech to szlag. Chyba jestem zmuszony przegrać ten cholerny zakład- wyszeptał  wprost do Jej ucha odgarniając za Jej małżowinę przemoczone kosmyki włosów.
-Tak?- zapytała podnosząc do góry jedną brew.
-Mhmm- przytaknął rozwiązując już jedną ręką supeł białego szlafroka.
-Mario, mieliśmy iść zaraz na śniadanie- odrzekła dziewczyna czując mokre ślady jakie zostawiał młody Niemiec na Jej szyi.
-Bez nas nie zaczną- odparł nic sobie nie robiąc z protestów swej żony.
***
Wróciła w pośpiechu do domu czując rozdzierający ból z tyłu głowy. Tego nie przewidziała, jak mógł Ją pocałować i co gorsza jak Ona mogła do tego dopuścić? Bała się cholernie tej myśli, że strasznie Jej się podobało i miała ochotę o powtórzyć. To przecież niedopuszczalne, jesteśmy po rozwodzie- te myśli rozpierały Jej czaszkę eksplodując Ją od środka.  W geście paniki wpadając do pokoju postanowiła zadzwonić do Angie, aby choć na chwilę zapomnieć o chwili słabości.
-Amanda?- rozbrzmiał głos w słuchawce- Dlaczego dzwonisz o dziewiątej rano?- zapytała zaspana młodsza siostra, która akurat dziś miała ochotę pospać dłużej.
-Pamiętasz jak dawałam Ci wykład na temat tego, żebyś nie robiła głupstw kiedy dorośniesz?- zapytała wpatrując się w widok za oknem i jak na skaranie Boskie ujrzała Reusa, który kroczył w stronę domu. Zasłoniła szybko okno zasłoną by nie zauważył Jej osoby czuwającej przy framudze.- No to widzisz tego chyba tak do końca nie można kontrolować- odparła.
-Amy? Coś się stało? Jesteś cała? Nie miałaś wypadku w tym samolocie, prawda?- zapytała przestraszona Angie podnosząc się z łóżka.
-Nie, spokojnie. Dolecieliśmy cali i zdrowi po prostu nie mam z kim porozmawiać i pomyślałam o Tobie malutka.
-Przecież wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. Co jest?
-Całowałam się z Marco- odparła na jednym tchu brunetka.
-O cholera- skwitowała młodsza siostra.
***
Heii ;*
Dziś bez zbędnych komentarzy ;)
Zapraszam też na mojego drugiego bloga ;)
NEXT=7 KOMENTARZY
<3

piątek, 8 maja 2015

ROZDZIAŁ 13

Lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura. Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić.
Harlan Coben


Minął tydzień odkąd Amanda przeprowadziła ostateczną rozmowę z Reusem. Wcale nie czuła się po tym lepiej, choć powinna bo wszystko sobie wyjaśnili. Przecież do tej samej rzeki nie wchodzi się dwa razy, to było jasne jak słońce. Dlaczego więc Jej głowę zaprzątały dziwne myśli i każda z nich miała wyraz twarzy Marco? Postanowiła zająć się swą własną karierą lekarską lecz nawet tam, na oddziale raz po raz w Jej głowie przelatywał obraz Jej byłego męża. Zdarzało się również, że zatrzymywała się widząc wysokiego, szczupłego blondyna mając wrażenie, że widzi Reusa. Bojąc się, że wpada w paranoję postanowiła z Nim porozmawiać, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż nie wyjaśniona sytuacja może przynieść negatywne skutki. O jakże to wiedziała!
***
Nacisnęła dzwonek u frontowych drzwi blondyna i oczekując na jakikolwiek ruch z Jego strony myślała, że czeka już tam wieczność. Był późny wieczór więc na pewno nie spał, może wyszedł?- pomyślała z chęcią oddalając się od posesji. Jednak w tej samej chwili gdy znalazła się przy czarnej bramce usłyszała zgrzytnięcie zamka, stanęła w półkroku zdając sobie sprawę, że Marco stoi właśnie w tym momencie w drzwiach. Obróciła głowę w tamtym kierunku dojrzała sylwetkę blondyna. Zlustrowała Go od dołu do samej góry, miał bose stopy, ręcznik przewiązany przez obydwa biodra i nagą klatkę piersiową ukazującą doskonale wyrzeźbiony brzuch. Z Jego blond włosów kapały jeszcze strużki wody. Zaparło Jej dech w piersiach, nie wiedziała czy się ruszyć czy jednak zaryzykować i dalej podziwiać. Otrząsnęła się jednak i ruszyła ku Niemu widząc Jego ni to wesołe ni to gniewne spojrzenie.
-Przeziębisz się- oznajmiła na powitanie mając na myśli Jego okrycie wierzchnie.
-Interesuje Cię to?- prychnął z ironią wpatrując się przenikliwie w Jej oczy. Zawsze Ją tym rozbrajał, nie potrafiła wtedy kłamać, tak jakby źrenice Marco Reusa miały w sobie tajemną moc.

-Nie zaczynaj znowu. Przyszłam, bo chciałam porozmawiać. Mogę?- zapytała próbując utrzymać kontakt wzrokowy. Lecz opornie Jej to wychodziło z uwagi na wielkie zdenerwowanie jakim obdarzona została przez swoje nerwy. Blondyn otworzył szerzej drzwi wpuszczając brunetkę do środka. Postępując coraz to kolejne kroki wgłąb domu starała sobie przypomnieć jak dawno tu nie była. I zdała sobie sprawę, że strasznie dawno a mimo tego prawie nic się nie zmieniło. Reus mógłby teraz przewiązać przez Jej oczy opaskę a i tak trafiłaby w najmniejszy zakamarek tego apartamentu.
-Miałem zamiar napić się czegoś ciepłego. Chcesz coś?- zapytał już z oddali kuchni, nastawiając w elekrycznym czajniku ciecz.
-Tak, poproszę herbatę- odkrzyknęła układając już w myślach co ma powiedzieć blondynowi. Przeraziła się nagle gdy uzmysłowiła sobie, że sama nie ma o tym bladego pojęcia. Zawsze wygadana Amanda nie wiedziała od czego zacząć. Z kuchni jak z magicznego kapelusza nagle wyłonił się Marco z dwoma parującymi kubkami i co dziwne był kompletnie ubrany. Kiedy On to zrobił?- zamyśliła się dziewczyna wracając jednak po chwili do rzeczywistości.
-Zawsze otwierasz w takim stroju?- zapytała z uśmiechem próbując rozładować jakoś napięcie które było między nimi i nijak nie chciało się zniwelować. Blondyn jednak nic nie odpowiedział uniósł tylko usta w krzywym, szybkim uśmiechu po czym łyżeczką zaczął mieszać miksturę w kubku.
-Marco, ja...To nie może tak wyglądać, od kiedy dowiedzieliśmy się prawdy powinniśmy...
Twarz blondyna przez chwilę wygięła się w niemym zdumieniu jakby analizując słowa dziewczyny marzył tylko o Jej powrocie do tego cholernie pustego domu. Jednak Jego pragnienia prysły gdy aksamitny głos Amy znów zabrzmiał:
-Zostać przyjaciółmi- dokończyła szeptając cicho.-Chciałbyś?- podniosła na Niego swe ciemne oczy wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Zniosłaby wszystko, gdyby powiedział nie, wyrzucił Ją z pomieszczenia. Wszystko ale nie tego co teraz nastąpiło. Cisza, która trwała aż nazbyt długo. -Reus powiedz coś, proszę...
-Uhmm, nie tego się spodziewałem, myślałem, ze.....- zaniemówił zerkając na brunetkę, która zdawała sobie doskonale sprawę z tego czego oczekuje od Niej Marco.
-Zawsze będziesz dla mnie ważny, bo przeżyliśmy razem naprawdę wiele. Być może nigdy już nie zaufam innemu mężczyźnie, możliwe, że nie będę miała szansy być z kimkolwiek szczęśliwa ale nie chcę wchodzić do tej samej rzeki drugi raz, rozumiesz?
-Przyjaciele?
-Przyjaciele- uśmiechnęła się promiennie czując jak wielki kamień spada z Jej serca.
***
Mario krążył po domu wytrącając co chwilę Ann z równowagi.
-Mógłbyś się przynajmniej ubrać! Dość, że w garderobie panuje istny bałagan bo postanowiłeś porozrzucać wszędzie bieliznę to jeszcze sąsiadów musisz straszyć?- zapytała wkładając brudne naczynia do zmywarki.
-Cukiereczku, kiedyś Ci nie przeszkadzało moje nieskazitelnie boskie ciało.- oznajmił zachodząc swoją żonę od tyłu. Cmoknął Ją w ramię, które zostało odsłonięte przez wełniany niebieski sweterek i najwyraźniej nie miał zamiaru zakończyć na tym miejscu.
-Mario...spieszysz się a poza tym...
-A poza tym mam jeszcze trochę czasu dla swojej marudnej żony- mrucząc przygryzł delikatnie płatek ucha dziewczyny.
-Jakiej przepraszam?!- Ann nieumiejętnie chciała pokazać swe oburzenie. Nijak Jej to nie wychodziło więc obracając się na pięcie wyszła z kuchni.
-Masz szlaban mój drogi. Seksu nie będzie- wychodząc usłyszała głośny akt protestu , powróciła więc i wychylając tylko głowę rzekła:
-Przez okrągły miesiąc!
-Nie wytrzymasz tyle!-doścignął Ją Mario przytwierdzając ciałem do ściany rozstawił po obu stronach Jej głowy swe silne dłonie.
-Założymy się?- mrugnęła porozumiewawczo spoglądając na bruneta.
-Dobrze, zakład! Kto pierwszy nie wytrzyma ten przez miesiąc musi znosić zachcianki drugiego. Zgoda?
Dziewczyna mrużąc w cienką linię swe oczy podała Mario swą dłoń w geście porozumienia. -A teraz zadzwoń do Marco, miałeś się zapytać czy dogadał się z Amy w sprawie tej wycieczki w góry- odeszła od męża klepiąc Go bezczelnie w tyłek.

-I tak wygram- szepnęła znikając za zakrętem.

***
Łapcie 13! Mam nadzieję, że rozdział nie będzie pechowy:)
NEXT=7 komentarzy :)
Buziaki:**