"Lubimy
wracać
w miejsca, gdzie spotkało nas coś dobrego,
gdzie
spotkaliśmy kogoś ważnego dla nas.
Lubimy
te powroty, bo stale mamy nadzieję, że ktoś
lub coś jeszcze na nas tam czeka"
Wszędzie
dobrze ale w domu najlepiej- pomyślała Amanda w chwili
przekroczenia swojego mieszkania. Góry były piękne ale miała już
serdecznie dość zwiedzania obcego kraju. Chciała zanurzyć się w
ciepłe kapcie, wskoczyć pod koc i zaparzając swoją ulubioną
herbatę zaczytać się w interesującej książce. Jednak nie
wszystko było takie oczywiste jak się mogło wydawać, z głowy nie
mógł Jej wylecieć obraz Reusa. Nie mogła zapomnieć Jego dotyku,
spojrzenia, głosu. Tak jakby przeszłość wróciła i to ze
zdwojoną siłą, była niczym malutkie zwierzątko na tle
rozwścieczonej puszczy. Czuła się strasznie bezbronna wobec swoich
uczuć, to było tak nieprzyjemne uczucie, że aż nie do zniesienia.
Zapragnęła w jednej chwili być przy Marco, chciała zapomnieć o
wszystkim co złe i do Niego wrócić. Ta chwila słabości
przeminęła jednak w tym samym momencie gdy wzięła telefon do ręki.
Przecież wyjaśniła Mu, że nic między nimi nie będzie, tyle
czasu już minęło. Telefon, który nadal trzymała w dłoni głośno
zaczął wibrować. Gdy podniosła swe powieki na wyświetlacz,
ujrzała zdjęcie blondyna. Te, które własnoręcznie zrobiła Mu
podczas ich wspólnej podróży poślubnej. Czyżby Reus miał
podobnie jak Ona chwilę słabości? Odczekała jeszcze chwilę by
zastanowić się czy na pewno jest gotowa na rozmowę z byłym mężem,
ostatecznie jednak wcisnęła zieloną słuchawkę.
-Marco
-Amy-
odrzekł Marco słysząc głos dziewczyny. Odwaga opuściła Jego
ciało miotając piłkarzem po całym salonie.
-Po
powrocie miało wszystko wrócić na dawne tory. Tymczasem nie
zdążyłam dobrze ulokować się w domu a Ty już dzwonisz- odparła
brunetka nerwowo marszcząc brwi.
-Musimy
porozmawiać- oznajmił Niemiec zdając sobie sprawę ze swojego
natarczywego zachowania. -Chcę Ci coś powiedzieć.
-Rozmawiamy
przecież- odrzekła lekarka skubiąc skrawek serwetki na kuchennym
stole. Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, gdyż blondyn
ostentacyjnie przerwał Jej wypowiedź jednym krótkim zdaniem.
-To
nie jest rozmowa na telefon, przyjadę do Ciebie.
Sygnał
został przerwany, a dziewczyna w osłupieniu nadal trzymała
słuchawkę przy uchu nie rozumiejąc co się dzieje. Nie miała
ochoty widywać Marco, nie w tym stanie. Miała wrażenie, że zaraz
się rozpłacze i rozpadnie na milion małych kawałeczków a On tak
po prostu chciał przyjechać.
***
-Wejdź,
proszę- oznajmiła otwierając drzwi na oścież. Ruchem lewej dłoni
zaprosiła blondyna do środka po czym zamknęła za Nim drzwi.
-Napijesz
się czegoś? Kawy? Herbaty?- zapytała z grzeczności spoglądając
na Marco, który przemierzając z kąta w kąt rozglądał się po
Jej mieszkaniu.
-Nie,
dziękuję. Nie zajmę Ci dużo czasu- odparł na co brunetka
znieruchomiała. Ten ton, tak Jej dobrze znany nie wróżył niczego
dobrego. Nie wiedziała czego może się spodziewać toteż usiadła
na skraju sofy wpatrując się w Reusa.
-Pamiętasz,
jak przyszłaś do mnie i powiedziałaś, że wyjeżdżasz do
Afryki?- zapytał zerkając na posturę dziewczyny. Amanda kiwnęła
potakująco głową, chociaż nie miała pojęcia dokąd ta rozmowa
miałaby prowadzić. To było prawie rok temu i co to ma wspólnego z
tym wszystkim?-Byłem wtedy na Ciebie cholernie zły o to wszystko,
nie zatrzymałem Cię bo myślałem, że mnie zdradziłaś.
-Marco
po co mi to wszystko mówisz? Nie podoba mi się kierunek w jaki
zmierza ta rozmowa. Co chcesz mi powiedzieć? Tylko błagam nie mów,
że powinniśmy do siebie wrócić. Przerabialiśmy już to setki
razy- szepnęła prawie niesłyszalnie.
-Podjąłem
pewną decyzję. Właściwie już dawno, ale wiesz miałem pewną
nadzieję w tych górach.- zamyślił się wpatrując się tępo w
blat stołu. - Przez chwile myślałem, że może być jak dawniej,
ale...
-Do
rzeczy Reus. Mów o co chodzi.
-Teraz
ja wyjeżdżam- odrzekł na jednym tchu.-Do Madrytu- dodał
spuszczając głowę.
Dziewczyna
odwróciła machinalnie swą twarz by móc spojrzeć na blondyna.
Wyjeżdża? Czy aby się nie przesłyszała?
-Tam
mam okazję się rozwinąć. A poza tym nie będziemy się widywać,
będziesz mogła ułożyć sobie w końcu nowe lepsze życie-
powiedział spoglądając na Amy.
Nie
powiedziała nic, nie była w stanie. Czy kiedykolwiek ułoży sobie
to życie? Czy tak naprawdę chciała by Marco wyjeżdżał?
-Rozumiem,
taki los piłkarza.-wyszeptała tamując swe łzy, które już
odczuwała pod powiekami-Kiedy wylatujesz?
-Za
tydzień....Chciałbym żebyś przyszła na imprezę...pożegnalną-
wyrzucił z siebie to słowo, które ciążyło Mu w gardle. Dopiero
teraz zrozumiał co tak naprawdę ono oznacza. Nie będzie mógł
widywać Amy, być może już nigdy.
-Oczywiście,
przyjdę....
***
Mario
dzisiejszego dnia chodził w niezbyt dobrym humorze, zupełnie jak
nie On. Ubierając dwie inne skarpetki zwrócił na siebie uwagę
Ann.
-Dobrze
się czujesz?- zapytała Niemka. -Wiesz, jeśli nie chcesz wcale nie
musisz iść tam ze mną- odparła spoglądając na bruneta. Ten
jednak nie wykazywał żadnej inicjatywy w rozmowie z blondynką
-Mario, słuchasz mnie?!- uniosła nieznacznie głos by wyrwać
piłkarza z otępienia.
-Co?
Tak, tak. Pójdę tam z Tobą.
-Goetze
zakładasz dwie różne skarpetki, nie muszę chyba dodawać, że ta
w kwiatki jest moja?- zapytała unosząc kąciki ust w szerokim
uśmiechu. Mario natomiast nie pokazał swego uśmiechu, zamiast tego
zdjął damską skarpetkę odkładając Ją na miejsce.
-Dobrze,
nie pójdziemy nigdzie dopóki mi nie powiesz co jest grane, jasne?-
zapytała a Jej głos rozniósł się po pokoju. Obydwoje wiedzieli,
że nie odpuści. Mario potulnie usiadł na podłodze.
-Wiem,
że to samolubne. Ale nie chcę, żeby wyjeżdżał. Jest dla mnie jak
brat- odparł wpatrując się w swe dłonie. Miał ochotę rozpłakać
się jak małe dziecko lecz męska duma Mu na to nie pozwalała.
-O
kim mówisz?- zapytała podświadomie czując już o kim mowa.
Usiadła tuż obok męża trzymając Go za ramię.
-Marco
odchodzi- wyszeptał młody Niemiec spoglądając swoim beznamiętnym
wzrokiem na Ann. -Być może na zawsze.
-Och!-
wymsknęło się dziewczynie z ust. -Nie wiedziałam, że planuje
odejście z Borussi.- przyznała ten fakt zdawając sobie sprawę co
to naprawdę oznacza.
-Nikt
nie wiedział, myślę, ze On sam zdecydował o tym niedawno. Po
powrocie Amy, gdy dowiedział się, że Go nie zdradziła....nie mógł
sobie poradzić z tą myślą. Chciał Ją odzyskać ale nic ku temu
nie sprzyjało.
-On
Ją naprawdę kocha- stwierdziła blondynka czując napływające łzy
do oczu. Nie mogła znieść myśli, że Jej najbliżsi przyjaciele
nie potrafią być razem. Tak bardzo pragnęła ich szczęścia.
Spojrzała na swojego męża, który wcale nie wyglądał dobrze.
-Mario,
to Jego decyzja. Musisz Ją uszanować, kochasz Go?- zapytała
patrząc prosto w czekoladowe tęczówki Goetze.
-Tak,
jest dla mnie jak starszy brat. Niewielu w swym życiu mamy ludzi do
których możemy iść z każdym problemem i to nieważne czy jest
szósta rano czy właśnie przed chwilą wybiła północ.
-Jeśli
Go kochasz, musisz pozwolić Mu odejść. Nie dokładaj Mu dodatkowych
problemów.
Odejść,
to słowo było tak cholernie bolesne. A co jeśli nigdy nie wróci?
Czy to koniec słynnego duetu Gotzeus? Czy już nigdy nie będzie
mógł poklepać Go po ramieniu i już nigdy nie wybiorą się na
żadną imprezę?
-Wiem,
Ann, wiem. Ale wiesz co jest najgorsze? Nie mogę tego przyjąć do
wiadomości.
-Nigdzie
dzisiaj nie idziemy. Zrobię coś dobrego do jedzenia a potem
obejrzymy jakiś film ok? Dzisiaj zgadzam się nawet na ten okropny
horror.
********
I jest nowy!
Marco w Madrycie, czy dojdzie do wyjazdu? O tym wkrótce:)
NEXT=10 KOMENTARZY
Zapraszam na mojego drugiego bloga:)
Buziaki:)
O mamo! Rozdział mistrzowski, uwielbiam to opowiadanie i za każdym razem, gdy widzę, że dodałaś rozdział, uśmiech mimowolnie pojawia się na mojej twarzy. Tak już mam ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Marco jednak nie wyjedzie, mam pewną koncepcję jak będzie to wyglądało, hehe :D
Pozdrawiam i ludzie.. Dawajcie szybko te 10 komentarzy, bo chcę następną część! :D
zapraszam: lose-a-bet.blogspot.com
Nie proszę niech Marco nie wyjeżdża. Nie możesz nam tego zrobić. Znaczy możesz, ale błagam Cię nie rób mi tego ! Czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńNIE! NIE! NIE! NIE! NIE!
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się na żaden wyjazd!
Marco musi zostać w Dortmundzie. Niech Amy go zatrzyma i niech będą razem.
Czekam na kolejny rozdział,
Mańka
O Matko.
OdpowiedzUsuńTen rozdział mnie dobił...
Sama nie wiem co mam tutaj napisać. Zatkało mnie, a w głowie mam ogromną dziurę.
Boże, przecież on nie może wyjechać. Musi jeszcze trochę o nią powalczyć, a wszystko na pewno wróci do normy. Ale jestem zła. I jeszcze Madryt...
Biedny Mario traci przyjaciela, a Amy nie znajdzie nikogo innego. Jestem pewna, że nawet gdyby się z kimś związała cały czas będzie myśleć o Marco.
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie kochana ! :)
Buziaki ! :*
Marco w Madrycie? W ogóle mi się to nie podoba...Zdołowałaś mnie:( Ale coś czuję ,że on tam jednak nie wyjedzie bo Amy zrozumie co straci na zawsze:) Pozdrawiam i czekam na next:)
OdpowiedzUsuńOn nie może wyjechać! Zgłaszam sprzeciw!
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńPowiem jedno rewelacja.Czy Amy znowu pokocha Marco ,czy miłość między eks małżonkami wybuchnie nowym ogniem
OdpowiedzUsuń;zależy tylko od Ciebie.
BOMBA
OdpowiedzUsuńCudo :) On nie może wyjechać :) Czekam na następny :) Pozdrawiam Oliwia
OdpowiedzUsuń