Kubusiu, jak się pisze MIŁOŚĆ? Prosiaczku, MIŁOŚĆ się nie pisze, MIŁOŚĆ się czuje.
Alan Alexander Milne
-Przepraszam, głównie za to, ze zachowuje się jak kobieta w ciąży. Raz mówię tak a raz tak. Chcę się z Tobą kochać...Tak dziś, teraz i nie patrz na mnie takim wzrokiem, bo więcej tego nie powtórzę i możliwe, że ucieknę.
Oczy blondyna zapłonęły żywym pożądaniem gdy zdał sobie sprawę co przed chwilą wypłynęło z ust młodej Niemki. Tak długo na to czekał, ta chwila zdawała się nigdy nie nastąpić. Otrząsnąwszy się nieco spojrzał znad przymrużonym powiek na brunetkę posyłając Jej mroczne spojrzenie.
-Chcesz być moja dzisiejszej nocy?
-Tak- odparła nieśmiało- Chcę. Nigdy nie pragnęłam nikogo innego, nie tylko dziś ale zawsze.
Jeszcze nigdy w swoim życiu nie czuła takiego onieśmielenia, spuszczając wzrok w swe splecione dłonie zdała sobie sprawę, że czuje się jak studentka przystępująca do najważniejszego egzaminu w Jej życiu.
-Chodź- głosem nieznoszącym sprzeciwu Marco chwycił Ją za dłoń prowadząc przez swoją posesję wprost do sypialni w której punkt centralny stanowiło wielkie łóżko, które było dość obszerne jak dla jednej osoby. Podążała za nim wytrwale czując przyspieszone bicie serca, oglądała wszystko dookoła byle tylko uspokoić się choć na chwile. Gdy blondyn stanął z Nią twarzą w twarz oniemiała, nie miała pojęcia co powiedzieć a tym bardziej co zrobić. Ujął Jej twarz w swe silne dłonie muskając kciukami blade policzki. Przysuwając bliżej swą twarz zamknął usta w dość delikatnym pocałunku, smakował Jej smaku niczym spijając piankę z ulubionego cappucino. Muskając delikatnie warg brunetki poczuł jak dziewczyna nieśmiało oddaje pocałunki wplatając we dłonie w Jego blond kosmyki. Przyciągnął Ją bliżej zsuwając dłonie na talię i rozpoczął bardziej odważne pocałunki. Gdy ciężko oddychając patrzyli się na siebie stykając czołami jedyną myślą jaką napawała Niemca do działania była chęć rozebrania dziewczyny. Rozpinając guziki Jej kraciastej koszuli spoglądał raz po raz w Jej oczy upewniając się czy Amy nie zrezygnowała ze swego wcześniejszego zamysłu. Lecz Ona za długo czekała by teraz się wycofać pozbywając się ubrań poczuła jak ląduje na miękkim łóżku z mnóstwem rozkosznych doznań.
***
Obudził Ją przejmujący chłód nagiego ciała, otwierając powieki zdała sobie sprawę, że leży naga w ogromnym łóżku. Była sama, kilka chwil zajęło Jej zinterpetowanie chwil z ostatniej nocy. Otulając się szczelnie prześcieradłem zeszła na dół domu gdzie usłyszała urzędującego Marco. Zatrzymała się na chwilę w przejściu lustrując blondyna, który z wielkim uśmiechem na ustach poddawał się porannym zajęciom w kuchni.
-Nie wiedziałam, że taką przyjemność sprawia Ci gotowanie, w przeciwnym razie zagoniła bym Cię do kuchni już dawno.
W pierwszym momencie Reus aż podskoczył ze strachu, nie zdawał sobie sprawy, że ktokolwiek Go obserwuje, lecz gdy uzmysłowił sobie, iż to Amanda uśmiechnął się sam do siebie.
-Głodna?- zapytał mieszając łyżką ciepłą miksturę w garnku.
-Co to takiego?- odpowiedziała pytaniem na pytanie po czym podeszła bliżej by zobaczyć owe dzieło. -Mmm owsianka panie Reus, ambitnie- zaśmiała się serdecznie spoglądając z ukosa na blondyna.
-Doceń to, że się staram- odrzekł Marco przyciągając brunetkę bliżej siebie. Spoglądając sonie przenikliwie w oczy zdali sobie sprawę, że pomimo tych wszystkich rzeczy które się wydarzyły dawno nie byli tak szczęśliwi.
-Doceniam- odparła dziewczyna mając na myśli nie tylko popis kulinarny blondyna ale również wszystko to, co dla Niej zrobił.
*********
Przepraszam, że rozdział taki krótki ale grypa mnie dopadła no i nie mam weny, siły i konkretnie to nic.
NEXT=10 KOMENTARZY
:*
czwartek, 5 listopada 2015
poniedziałek, 12 października 2015
ROZDZIAŁ 27
Siedząc z kubkiem gorącej herbaty na tarasie spojrzała kątem oka na Marco, który siedząc na bujanej huśtawce przykryty kocem wyglądał tak, jakby Jego głowa nie przyjmowała jakichkolwiek zmartwień. Odchylał raz po raz do góry głowę by podziwiać widoki znajdujące się na niebie.
-Przyglądasz mi się- oznajmił nie spuszczając wzroku z klucza łabędzi, który wzbił się nad obłokami.
Speszona odwróciła wzrok zdając sobie sprawę, że zachowuje się jak zakochana nastolatka.
-Wcale nie. Za dużo sobie wyobrażasz- odparła z ironią wystawiając swą twarz do słońca.
Przysunął się bliżej brunetki by mieć wgląd w Jej ciemne tęczówki oczu, które tak uwielbiał. Chciał poczuć Jej zapach, Jej dotyk. Brakowało Mu tego jak powietrza, pragnął się z Nią kochać tu i teraz pod gołym niebem lecz wiedział, że nacisk z Jego strony nie jest dobrym doradcą.-Teraz Ja sobie trochę pooglądam- stwierdził spoglądając na dziewczynę bez cienia zażenowania. Amanda spojrzała w dal zdając sobie sprawę jak mogło wyglądać Jej życie gdyby wszystko się tak strasznie nie skomplikowało. Siedzieliby niejednokrotnie na tej huśtawce śmiejąc się do rozpuku, po ogrodzie być może biegały by ich uśmiechnięte dzieci a Ona wraz z Marco, Angie i Jej tatą siedzieliby i rozmawiali o błahych sprawach nad sernikiem i pyszną ciepłą herbatą. Posmutniała na tę myśl, że już nic nie będzie takie samo. Poczuła narastający smutek wypełniający jej serce i umysł. Czuła jak zbiera jej się na płacz. Spoglądając tęsknym wzrokiem na blondyna wyszeptała:
-Możesz mnie przytulić?
Widząc smutny wyraz twarzy Amy bez żadnych pytań wziął Ją w swoje objęcia. Była dla niego najważniejsza, najdroższa i był w stanie zrobić wszystko aby Ją uszczęśliwić. Czasem myśli przerażały Jego samego, Amanda była niewątpliwie miłością Jego życia i nie mógł znieść myśli, że tyle musieli wycierpieć osobno.
-Ciepło Ci?- zapytał całując dziewczynę troskliwie w czoło.
Pokiwała twierdząco głową zamykając przy tym oczy. Czuła się bezpieczna, kochana i potrzebna jak nigdy, nie osiągała tych uczuć już dawno. Gdy poczuła bicie serca przy swoim uchu zrozumiała, że to najpiękniejsza muzyka jakie może usłyszeć damskie serce. Łzy mimowolnie same płynęły po Jej policzku, otarła Je wierzchem dłoni by blondyn nie zadawał krępujących pytań. Podniosła głowę w tym samym momencie kiedy Angie wtargnęła na taras.
-O proszę. Chyba przeszkodziłam w czymś. Jesteście żałośni, sami nie wiecie czego chcecie a poza tym migdalicie się do siebie przed domem nie zważając na pamięć o tacie.
-Angie licz się ze słowami, chyba troszkę przesadzasz.- zaoponował Marco widząc zszokowany wyraz twarzy Jego ukochanej.
-Nie masz prawa mnie uciszać. Nie masz już do niczego prawa i nie rozumiem jak możesz w ogóle przebywać w tym domu!- wykrzyknęła piorunując wzrokiem Niemca.
-Angie! Wejdź do środka i nie rób scen!- podniesionym głosem Amy zasygnalizowała siostrze jaka jest wściekła.
-Nie w porządku, Ona ma rację, pójdę już- odwracając się do brunetki pocałował Ja po raz kolejny w czoło i oddalił się zamykając za sobą drzwi.
***
-Nie sądzisz, że powinnyśmy porozmawiać?- krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej Amy wtargnęła do kuchni spoglądając srogim okiem na siostrę.
-A mamy o czym?- odburknęła Angie wlewając do kubka soku z pomarańczy.
-Nie możesz się tak zachowywać, rozumiesz?!
-Jesteś moją siostrą a nie matką, żeby mi rozkazywać!- rozwścieczona dziewczyna wcisnęła sok do lodówki siadając energicznie na kanapie.
-Ty nie masz matki jasne?! Ale ja też Jej nie mam! Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko Angie! Rozumiem Twoje rozgoryczenie ale ja też straciłam ojca i matkę. To ja będąc małą dziewczynką oglądałam Jej zdjęcia z sekcji zwłok i to ja byłam w tym momencie w sali, w której tata umierał. Stałam tam i nawet nie byłam zdolna się ruszyć, żeby zrobić cokolwiek wiesz?! Spieprzyłam swoje życie, mam za sobą rozwód z człowiekiem którego nadal kocham i cholerny rok miotania się po tym świecie! Nie oceniaj mnie, bo za mało przeszłaś, żeby prawić mi jakiekolwiek morały!- otwierając drzwi na taras weszła na Niego z hukiem uspakajając nieco oddech. Spojrzała na huśtawkę przypominając sobie osobę Marco i poczuła jak nerwy opuszczają Jej ciało.
-Przepraszam- rzekła skruszona Angie podchodząc bliżej. Nim Amy zdążyła odwrócić głowę Jej młodsza siostra wczepiła się w jej ramiona głośno zanosząc się płaczem- Tak bardzo Cię przepraszam Amy. Boję się, że Cię stracę. Tak bardzo się tego boję, nie zostawiaj mnie...
-Kochanie nigdzie się nie wybieram, kocham Cię tak mocno- głaszcząc lśniące włosy swej młodszej siostry czuła, że łzom płynącym z ich oczu nie ma końca.-Musisz tylko ze mną współpracować, obiecuję że jeszcze będzie dobrze.
*****************************
Przerzucała kanał za kanałem szukając czegoś sensownego w telewizji, nic nie znalazła. Czuła spokojny oddech Angie na swoim kolanie i zrozumiała, że Jej młodsza siostra usnęła z głową na jej nogach. Poprawiając ją delikatnie przykryła ciało kocem i wyszła do kuchni w poszukiwaniu telefonu. Była już późna godzina a Marco nadal nie dał znaku życia. Wiedziała, że dzisiejszej nocy nie uśnie. Zostawiając karteczkę na blacie kuchennym dla Angie wzięła kluczyki od samochodu i pognała w dobrze Jej znanym kierunku.
***********************
Zadzwoniła trzy razy dzwonkiem zanim blondyn postanowił Jej otworzyć. Gdy to zrobił zdała sobie sprawę, że właśnie przeszkodziła Mu w śnie.
-Przepraszam, chyba nie jestem w odpowiednim momencie- stwierdziła zatrzymując wzrok na osobie Marco.
-Nie wygłupiaj się. Wejdź do środka, bo się przeziębisz- skwitował wciągając dziewczynę wewnątrz domu.
Postępując wciąż do przodu zdała sobie sprawę, że wcale dużo się tutaj nie zmieniło. Przez chwilę poczuła się jak u siebie, niestety tylko przez chwilę.
-Jesteś zły?- zapytała wprost odwracając się nagle do Reusa na dość minimalną odległość.
-Na Ciebie? Nie, po prost pomyślałem, że musicie sobie z Angie wiele wyjaśnić- odparł chowając kosmyk włosa dziewczyny za ucho.
-I dlatego nawet nie wysłałeś sms-a? Myślałam, że naprawdę coś jest nie tak.
Nie wiedząc co powiedzieć Reus podszedł do kuchni by zrobić coś do picia, brunetka podążyła za Nim gotowa odsłonić swoje najgłębsze uczucia. Podchodząc do blondyna od tyłu przylgnęła do Niego opierając policzek na Jego ciepłych plecach.
-Boję się, że wyjedziesz i mnie zostawisz...Naprawdę się tego boję.
Odwracając się młody Niemiec wziął Amy za rękę i siadając na krześle pocignął na kolana brunetkę.
-Powiedz mi jeszcze co czujesz- odparł wiedząc, że dziewczyna jest gotowa na poważną rozmowę.
Spojrzała na usta blondyna i tam zatrzymała swój wzrok. Przybliżyła swą twarz by oddać pocałunek, chciała Mu pokazać co czuje. Całowała Go czule i zachłannie jakby świat miał się skończyć w następnej sekundzie.
-Przepraszam, głównie za to, ze zachowuje się jak kobieta w ciąży. Raz mówie tak a raz tak. Chcę się z Tobą kochać...Tak dzis, teraz i nie patrz na mnie takim wzrokiem, bo więcej tego nie powtórzę i możliwe, że ucieknę.
************************
Zapraszam na kolejny :)
Lada chwila dodam też coś na drugim blogu więc również zapraszam:)
NEXT=10 KOMENTARZY
sobota, 26 września 2015
ROZDZIAŁ 26
Pomyślałam, że nie można się zmusić do miłości. Albo jest, albo jej nie ma. Jeśli nie, trzeba umieć się do tego przyznać. A kiedy się kogoś kocha, należy robić wszystko, żeby ten ktoś był szczęśliwy.
Richelle Mead
-Maleńka, poczekaj- wyrzucił z siebie Niemiec między pocałunkami. Do dziewczyny nie dochodziły żadne odgłosy tak była zaabsorbowana swoimi wyczynami. Piłkarz więc wziął sprawy w swoje ręce i już po chwili Amy leżała pod blondynem ciężko dysząc z wysiłku. -Chcę się Tobą nacieszyć kochanie, powoli- unieruchamiając brunetkę torował sobie drogę ustami z szyi do ucha przygryzając Jego małżowinę. Wyginając się w łuk Niemka czuła przyjemne dreszcze po całym ciele, kilkudniowy zarost Marco drażnił Jej czułe miejsca co doprowadzało Ją do niebiańskiego uczucia.
-Proszę, nie każ mi dłużej czekać- wydyszała wbijając paznokcie w plecy blondyna.-Błagam.
*************************
Przymykając powieki poczuła coraz to śmielsze erotyczne doznania jakie zapewniał Jej Marco. Pożądała Go całą sobą, tyle czasu czekała na tę chwilę, że czuła się jakby mieli przeżyć swój pierwszy raz. Jednak coś nie dawało Jej spokoju, ta sprawa wprawiała Ją w taki stan, że nie potrafiła całkowicie się rozluźnić. Zaciskając mocniej powieki do Jej umysłu dotarły przerażające Ją obrazy. Jej tata stanął przed Nią w postaci tak realnej, że p mały włos a uwierzyłaby w jego obecność tuż obok.
-Nie.Proszę przestań- wyrzuciła z siebie odpychając dłońmi blondyna, który w tym momencie skonsternowany spoglądał na dziewczynę.
-Coś nie tak? Sprawiłem Ci ból?- zadawał zdawkowe pytania z uczuciem troski w oczach. Blondyn podobnie jak Amy przepełniony był pożądaniem, którego nie potrafił uśpić. Tak dawno nie kochał się z brunetką, iż obawiał się że mogła zajść taka sytuacja że przestał nad sobą panować i niepostrzeżenie zrobić krzywdę młodej Niemce.
-Nie, to moja wina. Przepraszam..- odrzekła zaczynając zbierać swoje ubrania z podłogi. -Po prostu mój tata zmarł a ja w geście paniki potrzebowałam bliskości. Marco nie zrozum mnie źle, wcale nie chciałam Cię wykorzystać tylko ja....nie chcę iść z Tobą do łóżka tylko dlatego, że czuję się okropnie zrozpaczona.
-Rozumiem- odparł Niemiec podobnie jak dziewczyna zbierając odzież rozrzuconą po sypialni. -Potrzebowałaś bliskości-powtórzył ledwo słyszalnym szeptem. -Myślałem tylko, że też tego pragniesz...Nie przepraszaj.W końcu minęło tyle czasu i nie mogę mieć złudzeń, że ot tak znów wszystko będzie jak kiedyś.
-Boże Marco to nie tak. Poczekaj- zatrzymała blondyna w drzwiach ściskając delikatnie Jego przedramię. -Źle mnie zrozumiałeś. Nie chodzi o to, że nie czuję fizyczności względem Ciebie. Ale to nie powinno tak wyglądać, ja po wszystkim miałabym wyrzuty sumienia a Ty najzwyczajniej w świecie zasługujesz na coś więcej...-Powiedz coś, proszę- wyszeptała wlepiając swój wzrok w podłogę.
-Amy...nie wiem co powiedzieć. Chciałbym odpędzić te wszystkie złe chwile z Twojego życia, pragnę aby było jak kiedyś gdy byliśmy szczęśliwi i nie musieliśmy się martwić takimi poważnymi sprawami. O niczym bardziej nie marzę jak usłyszeć Twój zaraźliwy śmiech. Rozumiem, naprawdę rozumiem wszystko- odparł przyciągając do siebie brunetkę pocałował Ją we włosy.-Chodźmy spać, tym razem grzecznie- dodał wymuszając na ustach dziewczyny delikatny uśmiech.
********************************************
Obudziło Ją przeraźliwe przeświadczenie, że coś niedobrego znów zdarzy się w Jej życiu. Bała się..Tak cholernie o Angie, o Marco, o cały świat, który chciała zbawić. Obudziła się zlana potem i z głową napełnioną przeraźliwymi wizjami. Otwierając szeroko oczy ujrzała Reusa, który spał z mina tak niewinną i beztroską, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Włosy w artystycznym nieładzie dodawały mu chłopięcego uroku, spał jak zwykle bez koszulki a kołdra zsuwając się w okolice brzucha odsłoniła Jego idealnie wyrzeźbioną sylwetkę. Wzdychając po cichu Amanda wyswobodziła się z objęć ciepłej pościeli i ubierając na swe nogi kapcie na palcach ruszyła do kuchni tak aby nie zbudzić blondyna. W domu panowała taka cisza, że mogłoby się zdawać, że dom toi pusty. Miała nadzieję, że Angie podobnie jak Marco słodko sobie śpi toteż wtargnęła do kuchni chcąc przygotować dla ich trójki odżywcze śniadanie.
-Wymknęłaś się- usłyszała za swymi plecami na co nie spodziewając się tego głosu niemalże podskoczyła w miejscu.
-Przestraszyłeś mnie- zarzuciła blondynowi odwracając się na pięcie w jego stronę.
Stał oparty o ścianę ze wzrokiem utkwionym w Jej sylwetkę, był tak nieziemsko przystojny i chwała Mu za to ubrał koszulkę aby nie rozpraszać Angie przy stole.
-Marco, ja...- zbliżając się do blondyna poczuła ogarniające Ją poczucie bezsilności.- Ja, naprawdę Cię przepraszam za wczoraj. Wiem, że jesteś facetem i masz swoje potrzeby a ja zrobiłam Ci nadzieję na coś ekscytującego i tak po prostu w niezbyt idealnym momencie wszystko zepsułam- wpatrywała się w punkt na ścianie tylko po to by nie spojrzeć w oczy chłopaka. Miała wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu.
-Amy, przecież powiedziałem że rozumiem. Nie twierdzę, że nie chciałbym się z Tobą kochać, bo pragnę Cię nawet teraz ale gdy będziesz gotowa to dasz mi znać, ok?
Zapytał się tak prosto z mostu nie zważając na to, że młodsza siostra dziewczyny może w każdej chwili wejść do kuchni. Brunetka podnosząc swój wzrok skrzyżowała się spojrzeniem z Reusem badając Go na wskroś. Przygryzając nieświadomie swą wargę czuła jak krew w Jej żyłach zaczyna szybciej pulsować, pomieszczenie wydawało się stawać zbyt ciasne a dystans między nimi gwałtownie malał. Zbliżyła swe usta do warg blondyna czując niewidzialny prąd, który przebiegł po jej kręgosłupie. Przymykając powieki poddała się poczynaniom na które pozwolił sobie Marco swym zwinnym językiem.
-Angie może wejść- zdołała wyszeptać prosto w usta piłkarza gdy ten oderwał się od Niej na nieznaczną odległość.
-Sama mnie prowokujesz mała...I pamiętaj jedyne co mnie odciąga od dobrania się do Ciebie to Ty. Gdy już się zgodzisz żadna siła mnie nie oderwie. Czy to jasne?
Wrócił stary, dobrze znany Jej Marco. Oblewając się płomiennym rumieńcem uśmiechnęła się pod nosem.
******************
Następny rozdział :)
Miłego czytania
NEXT=10 KOMENTARZY
środa, 16 września 2015
ROZDZIAŁ 25
"Nadzieja bierze mnie w ramiona i trzyma w swoich objęciach, ociera mi łzy i mówi, że dziś, jutro, za dwa dni wszystko będzie dobrze, a ja jestem na tyle szalona, że ośmielam się w to wierzyć"
Tahereh Mafi
Otwierając drżącą dłonią zamek w drzwiach poczuła nieprzyjemne mrowienie po całym ciele. Drzwi były otwarte co wiązało się tylko z jednym: Angie była w domu. Wzdychając głośno Amanda wraz z Marco przekroczyli próg by znaleźć się w Jego wnętrzu. Tuż za drzwiami stała młodsza siostra Amy szykująca się do wyjścia.
-Wychodzisz gdzieś?- zapytała brunetka spoglądając na dziewczynę.
-Tak miałam zamiar iść do taty. Wzięłam kilka książek i gazet, od jutra zaczyna się weekend więc będę mogła dziś troszkę dłużej tam posiedzieć- rzekła rozpromieniając się na samą myśl, że będzie mogła przebywać choć chwile w towarzystwie ojca.
-Angie kochanie, musimy porozmawiać- oznajmiła Amy chwytając obie dłonie dziewczyny w delikatnym uścisku.
-Zostawię Was same. Zrobię coś do picia- wtrącił się blondyn chcąc dać chwilę prywatności siostrom.
-Coś się stało? Dlaczego masz taką minę? Amy błagam powiedz coś!- sfrustrowana Angie zaraz gdy tylko Marco zniknął za horyzontem zasypała brunetkę gradem pytań.
-Tak mi przykro. Nie mogłam nic na to poradzić, naprawdę... Nie zdążyłam się z Nim nawet pożegnać...
-Nie wierzę Ci! On by Nas nigdy nie zostawił, rozumiesz?!- krzyknęła młodsza z sióstr i rzucając plecak na podłogę pognała do swojego pokoju mocno trzaskając drzwiami. To było nie do zniesienia. Amanda wzdrygnęła się na dźwięk zamykanych drzwi po czym skierowała swe kroki do kuchni.
-Napijesz się herbaty?- zapytał Reus wkładając do kubków saszetki. Amanda pokiwała twierdząco głową podchodząc bliżej blatu. Sięgając gdzieś w głąb szafki wyjęła napój alkoholowy, który momentalnie dolała sobie do herbaty.-Chcesz?- skierowała swe pytanie do blondyna, który zdawał sobie sprawę, że ma dziś jeszcze jechać do domu autem więc odpuścił.
-Prowadzę Amy. Nie mogę- skwitował mieszając metalową łyżeczką w kubku.
Brunetka siadając na zimnym blacie dmuchała na gorącą herbatę przybierając posępną minę. Za dużo tych kłopotów- pomyślała przypominając sobie ostatnie wydarzenia swego życia. Ogarnęła Ją nagła niechęć do otacząjącego Ją świata. Miała ochotę wszystko rzucić i zapomnieć...
-Jedziesz do rodziców?- zapytała nieśmiało spoglądając spod swych rzęs na Niemca.
-Nie, miałem zamiar jechać do siebie, wiesz nie sprzedałem tamtego mieszkania. Chciałem tu wrócić, nie myślałem tylko że tak szybko.
-Marco wiem, że jesteś zmęczony. Dziękuję, że tyle dla mnie robisz...Ale czy będę okropną egoistką jeśli poproszę, żebyś został?- zapytała cichym głosem wpatrując się w swój kubek z ciepłą miksturą.
Wyciągnął swoją dłoń by ułożyć Ją na bladym policzku dziewczyny. Zmusił Ją tym do uniesienia swej brody, która nagle zaczęła drżeć. Oczy, który wylały już dziś tyle łez znowu dały o sobie znać. Kaskadami z powiek leciały kropelki, które zdały się nie mieć końca. Młody Niemiec ocierał Je każde po kolei kciukiem chcąc uspokoić brunetkę. Pocałował sam środek czoła dziewczyny dodając Jej nieco otuchy. -Zostanę.
-Potrzebuję Cię- odparła po krótkiej chwili spoglądając na Marco.
-Zostaw to świństwo- odkładając kubek dziewczyny wziął Ją na ręce zanosząc do sypialni. Brunetka była tak skonana, że po drodze na schodach zdążyła już usnąć w ramionach blondyna. Choć przez chwilę mogła czuć się bezpiecznie.
***
Obudził Ją paraliżujący strach obezwładniający Jej ciało, zrywając się z łóżka do pozycji siedzącej zaczęła głośno oddychać starając się uspokoić choć na chwilę i zrozumieć co właściwie Jej się śniło.
-Hej, w porządku?- zapytał spokojnie blondyn przecierając swe zaspane powieki.
-Tak, chyba tak- odparła rozcierając palcami swe skronie. Wcale nie było w porządku, Amanda doskonale o tym wiedziała, od dawna już nie miała uporczywych koszmarów. Ten był o tyle zły, że sama nie wiedziała czego dotyczył, to jak wyczekiwanie aż wybuchnie bomba. Wiemy, że Ona gdzieś tkwi ale nie wiemy gdzie i kiedy wybuchnie. Zostaje Nam tylko czekanie.
-Połóż się, jest wcześnie. Dasz radę usnąć?
-Może powinnam zobaczyć co u Angie?- zapytała zdając sobie sprawę, że od momentu gdy powiedziała o wszystkim siostrze nie rozmawiały.
-Daj spokój, jest czwarta nad ranem, na pewno śpi. Była wykończona, podobnie jak Ty-odparł by zatrzymać brunetkę.
Amy położyła się na plecach wpatrując się w ciemny punkt na suficie, bała się, że Angie Ją znienawidzi. Przecież jest lekarzem, powinna panować nad sytuacją, miała obowiązek zrobić wszytko by zatrzymać tatę przy życiu. Miał dla kogo żyć, Jej siostra była przecież jeszcze nastolatką.
-O czym myślisz?- zapytał znienacka blondyn przypatrując się od jakiegoś czasu brunetce. Wsparł się na łokciu by lepiej widzieć oblicze dziewczyny i leżąc tak w bezruchu czekał na jakąkolwiek odpowiedź.
-Jestem jakimś cholernym pechowcem. Kiedy zmarła moja mama byłam mała ale pamiętam Ją. Co prawda nie za dużo mam z Nią wspomnień ale pamiętam, ze mój świat się zawalił gdy odeszła. Przez naprawdę długie lata lubiłam płakać w kącie, czasem uśmiechałam się do ludzi chociaż było tak źle. Kiedy poznałam Ciebie coś we mnie pękło, tak jakbym zaczęła żyć na nowo, jakby moje koszmarne życie dopiero miało się zacząć.
-Amy......
-Poczekaj, chcę dokończyć- Niemka uciszyła Marco kładąc Mu dłoń na ustach. Następnie zjeżdżając palcami w dół zatrzymała się na klatce piersiowej by uspokoić swe nerwy zaczęła kreślić tam przeróżne wzory. -Niejednokrotnie Ci mówiłam, że byłam szczęśliwa, naprawdę tak było.....
Reus złapał dłoń dziewczyny splatając Jej palce ze swoimi, podniósł drżącą kończynę do ust i pocałował delikatnie Jej knykcie.
-Bolało mnie kiedy zerwaliśmy a właściwie to nawet nie było zerwanie. Tak się stało i już.Nie mogłam się pozbierać, Ty wydawałeś się taki nadal zadowolony z życia, że miałam ochotę zniknąć raz na zawsze z tego świata, bo komu jeszcze byłam potrzebna?
-Amy nie mów tak, słyszysz? Nigdy więcej tak nie mów....Łamiesz mi serce- wyszeptał we włosy dziewczyny przytulając Ją do siebie.
-Czy Ty.....?- podrywając się z miejsca nachyliła się na nieznaczną odległość by zadać Marco pytanie lecz wstydziła się. To nie był już Jej kochający mąż, byli po rozwodzie....Miała prawo o to pytać? Zrozumiała jednak, że nie daje Jej to spokoju, musi zapytać by normalnie funkcjonować. -Czy Ty....chciałam po prostu zapytać czy istnieje taka możliwość, że to co było kiedyś? Och zaufasz mi jeszcze kiedyś tak do końca? I będziesz mnie kochał?- dodała szeptem odwracając wzrok w drugą stronę.
-Aniołku-złapał twarz Amy w obie dłonie i odrzekł-Nigdy nie przestałem Cię kochać- zjechał kciukiem na dolną wargę dziewczyny przejeżdżając po suchej powierzchni. Brunetka wydychając głośno powietrze zdała sobie sprawę jak bardzo długo czekała na takie wyznanie i jak ogromnie tęskniła za osobą Marco. Jej rozum zaczął Ją ostrzegać przed tym co miało się wydarzyć lecz serce było nieokiełznane. Instynkt podpowiadał Jej rzucić się na Marco drapieżnik na ofiarę i tak też zrobiła. Siadając okrakiem na leżącym Reusie zaczęła Go gorączkowo całować szukając pocieszenia w Jego ramionach.
-Maleńka, poczekaj- wyrzucił z siebie Niemiec między pocałunkami. Do dziewczyny nie dochodziły żadne odgłosy tak była zaabsorbowana swoimi wyczynami. Piłkarz więc wziął sprawy w swoje ręce i już po chwili Amy leżała pod blondynem ciężko dysząc z wysiłku. -Chcę się Tobą nacieszyć kochanie, powoli- unieruchamiając brunetkę torował sobie drogę ustami z szyi do ucha przygryzając Jego małżowinę. Wyginając się w łuk Niemka czuła przyjemne dreszcze po całym ciele, kilkudniowy zarost Marco drażnił Jej czułe miejsca co doprowadzało Ją do niebiańskiego uczucia.
-Proszę, nie każ mi dłużej czekać- wydyszała wbijając paznokcie w plecy blondyna.-Błagam.
**********************************
Cześć:)
Przepraszam, że zakończyłam w takim momencie!
Czekacie na więcej?
NEXT=10 KOMENTARZY
Tahereh Mafi
Otwierając drżącą dłonią zamek w drzwiach poczuła nieprzyjemne mrowienie po całym ciele. Drzwi były otwarte co wiązało się tylko z jednym: Angie była w domu. Wzdychając głośno Amanda wraz z Marco przekroczyli próg by znaleźć się w Jego wnętrzu. Tuż za drzwiami stała młodsza siostra Amy szykująca się do wyjścia.
-Wychodzisz gdzieś?- zapytała brunetka spoglądając na dziewczynę.
-Tak miałam zamiar iść do taty. Wzięłam kilka książek i gazet, od jutra zaczyna się weekend więc będę mogła dziś troszkę dłużej tam posiedzieć- rzekła rozpromieniając się na samą myśl, że będzie mogła przebywać choć chwile w towarzystwie ojca.
-Angie kochanie, musimy porozmawiać- oznajmiła Amy chwytając obie dłonie dziewczyny w delikatnym uścisku.
-Zostawię Was same. Zrobię coś do picia- wtrącił się blondyn chcąc dać chwilę prywatności siostrom.
-Coś się stało? Dlaczego masz taką minę? Amy błagam powiedz coś!- sfrustrowana Angie zaraz gdy tylko Marco zniknął za horyzontem zasypała brunetkę gradem pytań.
-Tak mi przykro. Nie mogłam nic na to poradzić, naprawdę... Nie zdążyłam się z Nim nawet pożegnać...
-Nie wierzę Ci! On by Nas nigdy nie zostawił, rozumiesz?!- krzyknęła młodsza z sióstr i rzucając plecak na podłogę pognała do swojego pokoju mocno trzaskając drzwiami. To było nie do zniesienia. Amanda wzdrygnęła się na dźwięk zamykanych drzwi po czym skierowała swe kroki do kuchni.
-Napijesz się herbaty?- zapytał Reus wkładając do kubków saszetki. Amanda pokiwała twierdząco głową podchodząc bliżej blatu. Sięgając gdzieś w głąb szafki wyjęła napój alkoholowy, który momentalnie dolała sobie do herbaty.-Chcesz?- skierowała swe pytanie do blondyna, który zdawał sobie sprawę, że ma dziś jeszcze jechać do domu autem więc odpuścił.
-Prowadzę Amy. Nie mogę- skwitował mieszając metalową łyżeczką w kubku.
Brunetka siadając na zimnym blacie dmuchała na gorącą herbatę przybierając posępną minę. Za dużo tych kłopotów- pomyślała przypominając sobie ostatnie wydarzenia swego życia. Ogarnęła Ją nagła niechęć do otacząjącego Ją świata. Miała ochotę wszystko rzucić i zapomnieć...
-Jedziesz do rodziców?- zapytała nieśmiało spoglądając spod swych rzęs na Niemca.
-Nie, miałem zamiar jechać do siebie, wiesz nie sprzedałem tamtego mieszkania. Chciałem tu wrócić, nie myślałem tylko że tak szybko.
-Marco wiem, że jesteś zmęczony. Dziękuję, że tyle dla mnie robisz...Ale czy będę okropną egoistką jeśli poproszę, żebyś został?- zapytała cichym głosem wpatrując się w swój kubek z ciepłą miksturą.
Wyciągnął swoją dłoń by ułożyć Ją na bladym policzku dziewczyny. Zmusił Ją tym do uniesienia swej brody, która nagle zaczęła drżeć. Oczy, który wylały już dziś tyle łez znowu dały o sobie znać. Kaskadami z powiek leciały kropelki, które zdały się nie mieć końca. Młody Niemiec ocierał Je każde po kolei kciukiem chcąc uspokoić brunetkę. Pocałował sam środek czoła dziewczyny dodając Jej nieco otuchy. -Zostanę.
-Potrzebuję Cię- odparła po krótkiej chwili spoglądając na Marco.
-Zostaw to świństwo- odkładając kubek dziewczyny wziął Ją na ręce zanosząc do sypialni. Brunetka była tak skonana, że po drodze na schodach zdążyła już usnąć w ramionach blondyna. Choć przez chwilę mogła czuć się bezpiecznie.
***
Obudził Ją paraliżujący strach obezwładniający Jej ciało, zrywając się z łóżka do pozycji siedzącej zaczęła głośno oddychać starając się uspokoić choć na chwilę i zrozumieć co właściwie Jej się śniło.
-Hej, w porządku?- zapytał spokojnie blondyn przecierając swe zaspane powieki.
-Tak, chyba tak- odparła rozcierając palcami swe skronie. Wcale nie było w porządku, Amanda doskonale o tym wiedziała, od dawna już nie miała uporczywych koszmarów. Ten był o tyle zły, że sama nie wiedziała czego dotyczył, to jak wyczekiwanie aż wybuchnie bomba. Wiemy, że Ona gdzieś tkwi ale nie wiemy gdzie i kiedy wybuchnie. Zostaje Nam tylko czekanie.
-Połóż się, jest wcześnie. Dasz radę usnąć?
-Może powinnam zobaczyć co u Angie?- zapytała zdając sobie sprawę, że od momentu gdy powiedziała o wszystkim siostrze nie rozmawiały.
-Daj spokój, jest czwarta nad ranem, na pewno śpi. Była wykończona, podobnie jak Ty-odparł by zatrzymać brunetkę.
Amy położyła się na plecach wpatrując się w ciemny punkt na suficie, bała się, że Angie Ją znienawidzi. Przecież jest lekarzem, powinna panować nad sytuacją, miała obowiązek zrobić wszytko by zatrzymać tatę przy życiu. Miał dla kogo żyć, Jej siostra była przecież jeszcze nastolatką.
-O czym myślisz?- zapytał znienacka blondyn przypatrując się od jakiegoś czasu brunetce. Wsparł się na łokciu by lepiej widzieć oblicze dziewczyny i leżąc tak w bezruchu czekał na jakąkolwiek odpowiedź.
-Jestem jakimś cholernym pechowcem. Kiedy zmarła moja mama byłam mała ale pamiętam Ją. Co prawda nie za dużo mam z Nią wspomnień ale pamiętam, ze mój świat się zawalił gdy odeszła. Przez naprawdę długie lata lubiłam płakać w kącie, czasem uśmiechałam się do ludzi chociaż było tak źle. Kiedy poznałam Ciebie coś we mnie pękło, tak jakbym zaczęła żyć na nowo, jakby moje koszmarne życie dopiero miało się zacząć.
-Amy......
-Poczekaj, chcę dokończyć- Niemka uciszyła Marco kładąc Mu dłoń na ustach. Następnie zjeżdżając palcami w dół zatrzymała się na klatce piersiowej by uspokoić swe nerwy zaczęła kreślić tam przeróżne wzory. -Niejednokrotnie Ci mówiłam, że byłam szczęśliwa, naprawdę tak było.....
Reus złapał dłoń dziewczyny splatając Jej palce ze swoimi, podniósł drżącą kończynę do ust i pocałował delikatnie Jej knykcie.
-Bolało mnie kiedy zerwaliśmy a właściwie to nawet nie było zerwanie. Tak się stało i już.Nie mogłam się pozbierać, Ty wydawałeś się taki nadal zadowolony z życia, że miałam ochotę zniknąć raz na zawsze z tego świata, bo komu jeszcze byłam potrzebna?
-Amy nie mów tak, słyszysz? Nigdy więcej tak nie mów....Łamiesz mi serce- wyszeptał we włosy dziewczyny przytulając Ją do siebie.
-Czy Ty.....?- podrywając się z miejsca nachyliła się na nieznaczną odległość by zadać Marco pytanie lecz wstydziła się. To nie był już Jej kochający mąż, byli po rozwodzie....Miała prawo o to pytać? Zrozumiała jednak, że nie daje Jej to spokoju, musi zapytać by normalnie funkcjonować. -Czy Ty....chciałam po prostu zapytać czy istnieje taka możliwość, że to co było kiedyś? Och zaufasz mi jeszcze kiedyś tak do końca? I będziesz mnie kochał?- dodała szeptem odwracając wzrok w drugą stronę.
-Aniołku-złapał twarz Amy w obie dłonie i odrzekł-Nigdy nie przestałem Cię kochać- zjechał kciukiem na dolną wargę dziewczyny przejeżdżając po suchej powierzchni. Brunetka wydychając głośno powietrze zdała sobie sprawę jak bardzo długo czekała na takie wyznanie i jak ogromnie tęskniła za osobą Marco. Jej rozum zaczął Ją ostrzegać przed tym co miało się wydarzyć lecz serce było nieokiełznane. Instynkt podpowiadał Jej rzucić się na Marco drapieżnik na ofiarę i tak też zrobiła. Siadając okrakiem na leżącym Reusie zaczęła Go gorączkowo całować szukając pocieszenia w Jego ramionach.
-Maleńka, poczekaj- wyrzucił z siebie Niemiec między pocałunkami. Do dziewczyny nie dochodziły żadne odgłosy tak była zaabsorbowana swoimi wyczynami. Piłkarz więc wziął sprawy w swoje ręce i już po chwili Amy leżała pod blondynem ciężko dysząc z wysiłku. -Chcę się Tobą nacieszyć kochanie, powoli- unieruchamiając brunetkę torował sobie drogę ustami z szyi do ucha przygryzając Jego małżowinę. Wyginając się w łuk Niemka czuła przyjemne dreszcze po całym ciele, kilkudniowy zarost Marco drażnił Jej czułe miejsca co doprowadzało Ją do niebiańskiego uczucia.
-Proszę, nie każ mi dłużej czekać- wydyszała wbijając paznokcie w plecy blondyna.-Błagam.
**********************************
Cześć:)
Przepraszam, że zakończyłam w takim momencie!
Czekacie na więcej?
NEXT=10 KOMENTARZY
wtorek, 1 września 2015
Rozdział 24
"Chcesz abym ci przyrzekł, że nigdy Cię nie skrzywdzę? Nie mogę tego zrobić. Nikt uczciwy nie jest w stanie złożyć podobnego przyrzeczenia"
Erica Spindler
Obezwładniło Ją własne ciało. Kazał Jej czekać, ale na co? Na Niego? Jej głowa była pełna pomysłów na temat tego co Marco znów wymyślił. Czasami bywały chwile, kiedy naprawdę nie pojmowała Jego toku rozumowania, ale cóż faceci...Oni są ulepieni z innej gliny. Gdy obróciła głowę w lewą stronę ujrzała z oddali sylwetkę blondyna żwawo podążającego w Jej kierunku. Jego mimika twarzy była aż zanadto ożywiona toteż brunetka tak zwyczajnie w świecie była nasycona złymi myślami...
-Załatwione- stwierdził opadając bezwiednie na szpitalne krzesło w korytarzu.
-Wytłumaczysz mi może co takiego Cię aż tak cieszy?- zapytała podejrzanie mrużąc przy tym posępnie wzrok niczym jastrząb gotowy do polowania.
-Zostaję w Dortmundzie- odparł na jednym wydechu spoglądając na reakcję Amandy.
Mina dziewczyny pozostawiała wiele do życzenia. Wpatrując się w Niemca trwała kilka sekund w zawieszeniu aby wstać z krzesła i krążyć nerwowo po korytarzu.
-Amy nie cieszysz się? Właśnie powiedziałem, że...
-Tak usłyszałam. Ale Marco Ty nie możesz tu zostać, rozumiesz? Wyjechałeś tam aby rozwijać karierę. Cholera, Reus mieliśmy o sobie zapomnieć, nie możesz tak tu wpadać i wywracać moje życie do góry nogami. Zrozum, że za każdym razem kiedy się spotykamy to wszystko muszę przeżywać na nowo!- stwierdziła obracając się do ściany aby stłumić swoje emocje.
-Moja mała dziewczynka- na zbyt bliską odległość Amy wyczuła Reusa gładzącego Jej drżące plecy. -Zawsze myślisz o wszystkich tylko nie o sobie. Naprawdę nie musisz się o mnie martwić, jestem dorosły i ponoszę konsekwencje swoich czynów. Tak zdecydowałem, że zostanę i niech tak będzie.
Odwróciwszy się spojrzała w magnetyczne źrenice chłopaka szukając jakiegokolwiek wyjaśnienia. Nic nie znalazła. Był tak samo zagubiony jak Ona, bo czy miał pewność czy kiedykolwiek jeszcze będą razem?
-Zrozum mnie. Nie chcę znów przechodzić przez to samo. Codziennie przeżywam własną śmierć na nowo. To tak cholernie boli a kiedy dowiedziałam się o Twoim wyjeździe poczułam jak ktoś wbija mi nóż prosto w serce i przekręca parę razy. Nie chcę się tak czuć, nie pragnę znów wylewać morza łez w poduszkę uświadamiając sobie, że coś się właśnie skończyło. Nie chcę- wyszeptała wycierając skrawkiem rękawa bezradnie płynące łzy.
Złapał Jej obie dłonie w swe ręce, tak jak wtedy gdy byli jeszcze małżeństwem. Chciał Jej pokazać, że jest dla Niego najważniejsza, że nawet Jego kariera piłkarska jest zależna od Niej. Tak bardzo nienawidził siebie za to, że nie mógł zapomnieć o brunetce, ale z drugiej strony wcale nie chciał. Kochał Ją nad życie od momentu kiedy pierwszy raz Ją ujrzał.
-Przykro mi, że sprawiłem Ci ból. Tak bardzo mi było z tym źle, uwierz mi. Nie ma gorszego widoku niż ukochana osoba cierpiąca przez Ciebie. Nie wiem co sobie myślałem Amy, że zapomnę? Prawda jest taka, że nie byłbym w stanie oddać w niepamięć naszych wspólnych chwil.
-Ale Marco, tyle się zdarzyło.....Przecież cierpieliśmy bo się nawzajem raniliśmy, nie pamiętasz już tego?- zapytała dziewczyna spoglądając na chłopaka spod mokrych rzęs.
-Proszę zapomnijmy o tym. Chcę pamiętać tylko te dobre chwile. Obiecałem sobie, że już nigdy nie pozwolę abyś przeze mnie płakała, chyba że ze szczęścia- ocierając łzy brunetki trzymał nadal swe dłonie na Jej policzkach. Niemka złapała Go za przeguby dłoni nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje, spoglądała na Niego jakby był dla Niej całym światem. Bo tak w rzeczywistości było. Marco Reus zawładnął Jej całym małym sercem.
-Naprawdę chcesz zostać? Dla mnie? A co z klubem? Piłką?
Blondyn już miał odpowiedzieć gdy z sali w której leżał tata Amandy nerwowo zaczęły wybiegać pielęgniarki poszukując lekarza. Coś się stało, to było pewne i co najgorsze Niemka nie miała zbyt dobrych przeczuć.
***
-Tato!- krzyknęła wbiegając co sił do sali. Była przerażona, nad łóżkiem Jej rodziciela zebrało się mnóstwo ludzi próbując pobudzać mężczyznę do życia. Był taki tłok, że Amanda niczego nie mogła zobaczyć.
-Proszę się odsunąć- warknęła nerwowo pielęgniarka podając lekarzowi elektrowstrząsy.
Brunetka była przerażona, w jednej chwili poczuła jak traci grunt pod nogami, nie była w stanie się ruszyć, tylko spoglądała nerwowo na łóżko. Marco stojący za plecami byłej żony starał się zachować zimną krew odciągając brunetkę od lekarzy. Przez jakiś czas spoglądali na reanimację taty Amy lecz po chwili wszyscy zaczęli się oddalać. Dziewczyna widziała wszystko jakby przez mgłę, obraz zaczynał Jej się rozmazywać. Ostatnim widokiem jaki była w stanie sobie przypomnieć była mina bezradnego lekarza i Jego dwa proste słowa.
-Przykro mi.
Zemdlała..... Z wycieńczenia, z nadmiaru emocji, z bezradności.
Trwało to dobrych kilka minut kiedy leżała na kolanach blondyna, który klęczał na marmurowej posadzce w szpitalnej sali.
-Amy, obudź się.- szeptał po cichu do dziewczyny, która powoli otwierała swe ociężałe powieki.
-Powiedz, że to nieprawda- oznajmiła po czym wybuchnęła spazmatycznym szlochem.
***
Drogę do domu rodzinnego Amy przebyli w ciszy, dziewczyna czuła pod powiekami cisnące się łzy ale nie płakała. Czuła, że limit płaczu na dziś dobiegł końca, nie miała nawet siły ruszać jakąkolwiek częścią ciała a zdawała sobie sprawę, że czeka Ją najgorsze. Musi powiadomić Angie o wszystkim.
-Jak ja Jej to powiem? Rany, to jeszcze nastolatka- twierdziła Niemka przyciskając swe czoło do zimnej szyby.
Wyczuwając ciągłe napięcie w głosie dziewczyny Marco zjechał na pobocze wysiadając z samochodu. Obkrążając samochód stanął po stronie dziewczyny by otworzyć Jej drzwi.
-Chodź, przewietrz się trochę- oznajmił podając Jej dłoń.
Oparli się o samochód wdychając świeże powietrze. Amanda wpatrywała się w krajobraz przed siebie czując jak raz za razem ból przecina Jej serce na wskroś.
-Straciłyśmy mamę, później ta ciąża Angie, teraz tata. Myślałam, że jest dość silny, nigdy się nawet nie żalił, że coś Mu dolega. Powinnam to zauważyć, powinnam Go skierować na jakieś badania, po prostu powinnam...
-Amy, przestań. Nie rób tego, to był wypadek- oznajmił Reus.
Schowała twarz w dłoniach czując jak kolejna fala rozpaczy ciśnie się do Jej oczu. Była taka bezradna, rzucając się na szyję blondyna ukryła swoją twarz w zagłębieniu Jego szyi szukając tam schronienia. Nie zważała na to, że ktokolwiek mógłby ich zobaczyć, po prostu chciała choć na chwilę uwolnić się od bólu. Poczuła jak wszystkie nerwy biorą nad Nią kontrolę i najzwyczajniej w świecie zaczęła płakać szlochem tak donośnym, że Jej ciało zaczęło się trząść w rytm wylewanych łez.
*********************
środa, 26 sierpnia 2015
ROZDZIAŁ 23
Wreszcie zrozumiałam, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą ani nawet przekręcić głowy na poduszce.
José Mauro de Vasconcelos
Mijały godziny, minuty, sekundy a Ona nadal nie wiedziała co ze stanem zdrowia Jej ojca. Ta bezradność była okropna, była w stanie zrobić wszystko byle Go uratować a tymczasem miała związane ręce. Była wyczerpana, z niewyspania, głodu i zmęczenia jednak postanowiła czuwać przy szpitalnym łóżku w razie gdyby tata się obudził. Nie mogła Go tak zostawić, po prostu nie mogła. Siedząc na twardym szpitalnym krześle bujała się w przód i tył by uspokoić swe nerwy. Nie wiedziała co robić a wizja człowieka, którego kocha się całym sercem a On leży bezradnie nie mogąc wykonać jakiegokolwiek ruchu była okropna. Spięła całe swe ciało gdy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Była myślami już w tak odległej krainie, że nawet nie słyszała jak osobnik wszedł do sali. Obróciła się nieco na krześle by ujrzeć twarz towarzysza i wtedy zamarła.
-Marco?- wyjąkała nie dowierzając w to co widzi. Mrugała niebezpiecznie szybko powiekami jakby miało Jej to pomóc w rozeznaniu sytuacji.
Blondyn uśmiechnął się tylko promiennie przenosząc swój wzrok na łóżko szpitalne, na którym leżał Jego były teść.
-Co tu robisz?- wyszeptała brunetka do której nadal nie docierał fakt obecności blondyna w Dortmundzie.
-Co z Nim?- zapytał nie potrafiąc udzielić dziewczynie odpowiedzi na Jej wcześniejsze pytanie.
-Niezbyt dobrze jak widać zresztą- odrzekła bezradna czując jak pod powiekami zaczynają gromadzić się łzy. Miała już dość, serdecznie dość. Zbyt wielki ciężar musiała dźwigać na swym sercu by móc spokojnie funkcjonować. Gdy na Jej policzkach ukazały się srebrzyste krople płaczu Marco wtuliwszy dziewczynę w swe ramiona chciał uchronić Ją przed całym światem.
-Musimy porozmawiać Amy- rzekł zmuszając brunetkę by wyszła z Nim na zewnątrz.
***
-Odpowiesz w końcu na moje pytanie?- zapytała Niemka nadal nie mogąc zrozumieć skąd blondyn wziął się szpitalu.
-Przyleciałem.....Po prostu na tym lotnisku...Amy ja nie potrafię zapomnieć, mam takie wyrzuty sumienia, nie chciałem Cię skrzywdzić, naprawdę. Kiedy powiedziałaś, że Twój tata miał wypadek po prostu zarezerwowałem lot i jestem. To był impuls, nie wiem co mną kierowało.
-Wiec przyleciałeś tu dla mnie?- wyszeptała brunetka patrząc się na mężczyznę jak na cenny eksponat.
Marco chwytając kosmyk ciemnych włosów dziewczyny wsunął Go za ucho wycierając kciukiem nieosuszone łzy. Już miał coś powiedzieć gdy przerażona Amanda poderwała się z miejsca.
-To nie może tak wyglądać. Rozumiesz? Nie możesz ot tak sobie przylatywać jakby nigdy nic. Mieliśmy zacząć żyć na nowo a Ty zjawiasz się i psujesz to wszystko. Nigdy nie zapomnimy o sobie jeśli będziemy się ciągle spotykać!
-Ale Amy! Ja nie chcę zapominać!- rzekł podniesionym głosem chwytając oba nadgarstki dziewczyny. -Nie chcę- powtórzył szeptem.
-Ja też- przyznała niepewnie spoglądając na blondyna.- Ale tak będzie lepiej.
Kogo próbowała oszukać? Nie chciała wymazywać ze swej głowy Marco, miała ochotę wtulić się w Jego silne ramiona i powiedzieć Mu jak bardzo za Nim tęskni. Tyle miała Mu powiedzenia, było Jej ciężko samej, cholernie źle. Jeszcze w dodatku wypadek taty...wezbrało Jej się na płacz kiedy pomyślała o przykrym zdarzeniu. Odwróciła się więc w kierunku szpitala i pognała do sali szpitalnej.
***
-Tatusiu proszę obudź się, musisz otworzyć oczy i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, błagam- chlipała brunetka trzymając kurczowo rodziciela za bladą, kruchą dłoń. Ile by dała żeby mężczyzna wrócił do zdrowia. Obwiniała się o to, że za mało czasu spędzała w domu rodzinnym, za rzadko mówiła kochanym dla Niej osobom, że ich kocha. Tak bardzo chciała to naprawić, lecz mimo tego, iż była lekarzem bezradność stanowiła poważny problem. Potrzebowała sporej dawki kofeiny, żeby przetrwać noc, do domu na pewno nie wróci. Musi przecież czuwać nad tatą.
-Amy? Jak z Nim?- zaraz po tym jak wychyliła się na korytarz ze szpitalnego krzesła wysunął się Reus.
-Bez zmian- odparła sadzając swoje ciało obok blondyna.
-Tak mi przykro......Za godzinę mam samolot- wyznał Marco spoglądając na brunetkę.
Gdy doszedł do Niej sens słów poczuła znowu tę pustkę w sercu, mimo wszystko cieszyła się przecież, że Reus przyleciał do Dortmundu. Wiedziała, że nie zniesie kolejnego pożegnania dlatego też rzekła krótkie:
-Dobrze- wstała więc by się nie rozkleić. Wszyscy od Niej odchodzili, mieli własne życie, problemy a Ona tkwiła w martwym punkcie.
-Poczekaj..- w ostatniej chwili na Jej nadgarstku zacisnęły się męskie palce. -Cholera, to nie powinno tak wyglądać.- westchnął wpatrując się w tęczówki dziewczyny.
-O czym Ty mówisz?- zapytała zdziwiona nie odrywając wzroku od twarzy blondyna.
Milimetr po milimetrze odległość między tymi dwojgiem zaczęła powoli maleć. Brunetka spojrzała na malinowe usta mężczyzny, które znalazły się dostatecznie blisko Niej. Zamykając oczy nie przeciwstawiała się tym razem, nie miała siły. Gdy usta blondyna opadły na Jej wargi w końcu poczuła ulgę rozsadzoną pożądaniem i ogromną tęsknotą, która wprawiała Jej serce w stan boleści. Nie musiała wiele robić by poczuć się jak w niebie, Marco raczył Ją tak delikatnymi muśnięciami, że czuła się jak cenny skarb, o którego trzeba dbać żeby się nie zniszczył. Mięśnie w Jej podbrzuszu dały o sobie znać co wywołało u Niej nagły atak rosnącego uczucia. Położyła swe dłonie na klatce Reusa pozwalając Mu na coraz śmielsze pocałunki.
-Marco, to szpital. Nie możemy- wyszeptała próbując uspokoić oddech.
-Poczekaj tu, muszę gdzieś zadzwonić- odparł wpatrując się z uśmiechem w brunetkę
-Ale...
-Poczekaj!- krzyknął głos z oddali.
***
Na co takiego ma poczekać Amy?
Tego się dowiecie w kolejnym odcinku!
NEXT=10 KOMENTARZY
José Mauro de Vasconcelos
Mijały godziny, minuty, sekundy a Ona nadal nie wiedziała co ze stanem zdrowia Jej ojca. Ta bezradność była okropna, była w stanie zrobić wszystko byle Go uratować a tymczasem miała związane ręce. Była wyczerpana, z niewyspania, głodu i zmęczenia jednak postanowiła czuwać przy szpitalnym łóżku w razie gdyby tata się obudził. Nie mogła Go tak zostawić, po prostu nie mogła. Siedząc na twardym szpitalnym krześle bujała się w przód i tył by uspokoić swe nerwy. Nie wiedziała co robić a wizja człowieka, którego kocha się całym sercem a On leży bezradnie nie mogąc wykonać jakiegokolwiek ruchu była okropna. Spięła całe swe ciało gdy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Była myślami już w tak odległej krainie, że nawet nie słyszała jak osobnik wszedł do sali. Obróciła się nieco na krześle by ujrzeć twarz towarzysza i wtedy zamarła.
-Marco?- wyjąkała nie dowierzając w to co widzi. Mrugała niebezpiecznie szybko powiekami jakby miało Jej to pomóc w rozeznaniu sytuacji.
Blondyn uśmiechnął się tylko promiennie przenosząc swój wzrok na łóżko szpitalne, na którym leżał Jego były teść.
-Co tu robisz?- wyszeptała brunetka do której nadal nie docierał fakt obecności blondyna w Dortmundzie.
-Co z Nim?- zapytał nie potrafiąc udzielić dziewczynie odpowiedzi na Jej wcześniejsze pytanie.
-Niezbyt dobrze jak widać zresztą- odrzekła bezradna czując jak pod powiekami zaczynają gromadzić się łzy. Miała już dość, serdecznie dość. Zbyt wielki ciężar musiała dźwigać na swym sercu by móc spokojnie funkcjonować. Gdy na Jej policzkach ukazały się srebrzyste krople płaczu Marco wtuliwszy dziewczynę w swe ramiona chciał uchronić Ją przed całym światem.
-Musimy porozmawiać Amy- rzekł zmuszając brunetkę by wyszła z Nim na zewnątrz.
***
-Odpowiesz w końcu na moje pytanie?- zapytała Niemka nadal nie mogąc zrozumieć skąd blondyn wziął się szpitalu.
-Przyleciałem.....Po prostu na tym lotnisku...Amy ja nie potrafię zapomnieć, mam takie wyrzuty sumienia, nie chciałem Cię skrzywdzić, naprawdę. Kiedy powiedziałaś, że Twój tata miał wypadek po prostu zarezerwowałem lot i jestem. To był impuls, nie wiem co mną kierowało.
-Wiec przyleciałeś tu dla mnie?- wyszeptała brunetka patrząc się na mężczyznę jak na cenny eksponat.
Marco chwytając kosmyk ciemnych włosów dziewczyny wsunął Go za ucho wycierając kciukiem nieosuszone łzy. Już miał coś powiedzieć gdy przerażona Amanda poderwała się z miejsca.
-To nie może tak wyglądać. Rozumiesz? Nie możesz ot tak sobie przylatywać jakby nigdy nic. Mieliśmy zacząć żyć na nowo a Ty zjawiasz się i psujesz to wszystko. Nigdy nie zapomnimy o sobie jeśli będziemy się ciągle spotykać!
-Ale Amy! Ja nie chcę zapominać!- rzekł podniesionym głosem chwytając oba nadgarstki dziewczyny. -Nie chcę- powtórzył szeptem.
-Ja też- przyznała niepewnie spoglądając na blondyna.- Ale tak będzie lepiej.
Kogo próbowała oszukać? Nie chciała wymazywać ze swej głowy Marco, miała ochotę wtulić się w Jego silne ramiona i powiedzieć Mu jak bardzo za Nim tęskni. Tyle miała Mu powiedzenia, było Jej ciężko samej, cholernie źle. Jeszcze w dodatku wypadek taty...wezbrało Jej się na płacz kiedy pomyślała o przykrym zdarzeniu. Odwróciła się więc w kierunku szpitala i pognała do sali szpitalnej.
***
-Tatusiu proszę obudź się, musisz otworzyć oczy i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, błagam- chlipała brunetka trzymając kurczowo rodziciela za bladą, kruchą dłoń. Ile by dała żeby mężczyzna wrócił do zdrowia. Obwiniała się o to, że za mało czasu spędzała w domu rodzinnym, za rzadko mówiła kochanym dla Niej osobom, że ich kocha. Tak bardzo chciała to naprawić, lecz mimo tego, iż była lekarzem bezradność stanowiła poważny problem. Potrzebowała sporej dawki kofeiny, żeby przetrwać noc, do domu na pewno nie wróci. Musi przecież czuwać nad tatą.
-Amy? Jak z Nim?- zaraz po tym jak wychyliła się na korytarz ze szpitalnego krzesła wysunął się Reus.
-Bez zmian- odparła sadzając swoje ciało obok blondyna.
-Tak mi przykro......Za godzinę mam samolot- wyznał Marco spoglądając na brunetkę.
Gdy doszedł do Niej sens słów poczuła znowu tę pustkę w sercu, mimo wszystko cieszyła się przecież, że Reus przyleciał do Dortmundu. Wiedziała, że nie zniesie kolejnego pożegnania dlatego też rzekła krótkie:
-Dobrze- wstała więc by się nie rozkleić. Wszyscy od Niej odchodzili, mieli własne życie, problemy a Ona tkwiła w martwym punkcie.
-Poczekaj..- w ostatniej chwili na Jej nadgarstku zacisnęły się męskie palce. -Cholera, to nie powinno tak wyglądać.- westchnął wpatrując się w tęczówki dziewczyny.
-O czym Ty mówisz?- zapytała zdziwiona nie odrywając wzroku od twarzy blondyna.
Milimetr po milimetrze odległość między tymi dwojgiem zaczęła powoli maleć. Brunetka spojrzała na malinowe usta mężczyzny, które znalazły się dostatecznie blisko Niej. Zamykając oczy nie przeciwstawiała się tym razem, nie miała siły. Gdy usta blondyna opadły na Jej wargi w końcu poczuła ulgę rozsadzoną pożądaniem i ogromną tęsknotą, która wprawiała Jej serce w stan boleści. Nie musiała wiele robić by poczuć się jak w niebie, Marco raczył Ją tak delikatnymi muśnięciami, że czuła się jak cenny skarb, o którego trzeba dbać żeby się nie zniszczył. Mięśnie w Jej podbrzuszu dały o sobie znać co wywołało u Niej nagły atak rosnącego uczucia. Położyła swe dłonie na klatce Reusa pozwalając Mu na coraz śmielsze pocałunki.
-Marco, to szpital. Nie możemy- wyszeptała próbując uspokoić oddech.
-Poczekaj tu, muszę gdzieś zadzwonić- odparł wpatrując się z uśmiechem w brunetkę
-Ale...
-Poczekaj!- krzyknął głos z oddali.
***
Na co takiego ma poczekać Amy?
Tego się dowiecie w kolejnym odcinku!
NEXT=10 KOMENTARZY
środa, 19 sierpnia 2015
ROZDZIAŁ 22
Tak szybko nabiłyście tyle komentarzy, że postanowiłam ciągnąć drugą część:) Mam nadzieję, że nie zawiodę i zostaniecie ze mną :*
*****************************
Czasami brakowało Jej Go wciąż tak bardzo, że tęsknota przegryzała się przez skórę dnia, powodując krwawienie.
Jonathan Carroll
Miała wrażenie, że od feralnego pożegnania na lotnisku minęły całe wieki. A to był dopiero tydzień, minęło siedem ciężkich dni w których codziennie uświadamiała sobie, że coś właśnie się skończyło. Strasznie ciężko było Jej z tą myślą, nigdy już nie odzyska Reusa a najgorsza była świadomość, że gdyby wcześniej nie była tak uparta to może teraz wyglądałoby to zupełnie inaczej. Przesiadując u swej młodszej siostry próbowała zebrać myśli. Musiała przebywać w towarzystwie gdyż w samotności Jej głowę przytłaczały niesforne myśli, krążyła z kąta w kąt lub po prostu płakała. Tak było dzień w dzień. Dzisiaj postanowiła odwiedzić swój dom rodzinny, jak się okazało tata dziewczyn wyjechał gdzieś w pilnej sprawie więc Jego pociechy sącząc brzoskwiniową herbatę w salonie czekały na powrót rodziciela.
-Wiesz co u małego?- zapytała nagle Amanda przypominając sobie o noworodku, które Jej siostra oddała do adopcji.
-Państwo Davids są bardzo mili i życzliwi. Pozwalają mi się z Nim widywać, jest taki malutki a jak się uśmiecha to ma takie słodkie dołeczki w policzkach- rzekła Angie przybierając na twarz maskę wzruszenia.
Amy patrząc na siostrę sama miała ochotę zapłakać, nie mogła podarować sobie tego, że wśród własnych problemów nie dostrzegła z czym musi zmagać się siostra. Przecież niepełnoletnia urodziła dziecko, po czym musiała oddać Je obcym ludziom. To na pewno nie było łatwe.
-Angie tak mi przykro. Wiem, że pokochałaś tego maluszka, nosiłaś Go pod sercem. Źle mi z tym, że nie mogłam Ci pomóc.
-Amy daj spokój. Tam jest Mu dobrze, ja byłabym niedobrą matką a tam jest szczęśliwy. Poza tym mogę Go widywać. Nie obarczaj się moimi problemami, to ja narobiłam sobie kłopotów.
-Ale jestem Twoją starszą siostrą i powinnam Ci pomagać, zamiast tego użalałam się nad swoimi problemami a Ty na prawdę miałaś ciężko.
-Przestań. Ogromnie mi pomogłaś. Gdyby nie Ty poddałabym się aborcji i teraz prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie tego, nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia.
Dziewczyny miały zamiar paść sobie w objęcia lecz dźwięk telefonu zwiastował nadchodzące połączenie. Z załzawionymi oczami Amy przeciągnęła palcem po wyświetlaczu by dowiedzieć się kto dzwoni.
-Dzień dobry. Pani Amanda Davis?- zapytała starsza kobieta na co brunetka poczuła się nieswojo słysząc panieńskie nazwisko. Po chwili oprzytomniała sobie, że już przecież dawno jest po rozwodzie.
-Tak. W czym mogę pomóc?- zapytała brunetka przybierając skupiony wyraz twarzy.
-Pański ojciec miał wypadek. Leży na intensywnej terapii....
-Co się stało?!- stanęła jak wryta gdy dotarły do Niej słowa pielęgniarki.
-Jest w bardzo ciężkim stanie, na drodze był wypadek samochodowy i pacjent ledwo uszedł z życiem. Kolejne godziny będą decydujące. Zechce Pani odwiedzić tatę? Podać adres?
***
Mężczyzna w treściwym wieku leżał nieruchomo jak roślinka podczas gdy Jego córki były przerażone przyszłością. Oczekując na korytarzu lekarza Amanda patrzyła przez szybę okienną na swego ojca, który był podłączony do miliona kabelków. Nie był w stanie nawet sam oddychać- pomyślała z żalem. Kolejny raz tego dnia usłyszała nadchodzące połączenie w swoim telefonie co napawało Ją paniką, kolejna zła wiadomość? Spoglądając na wyświetlacz oniemiała, odebrać czy nie?
-Marco- rzuciła do telefonu zdając sobie sprawę kto jest po drugiej stronie słuchawki.
-Cześć Amy- odrzekł blondyn po czym nastała krępująca cisza. Słychać było tylko urywany oddech dziewczyny, która w natłoku zdarzeń powstrzymywała się od szlochu. -Wszystko w porządku?
-Tak, tylko chyba się przeziębiłam- odparła szybko dziewczyna podchodząc do szpitalnego okna z którego był piękny widok na park.
-Chciałem porozmawiać.....Twoje wyznanie na lotnisku, nie mogę o tym zapomnieć Amy. Szczerze powiedziawszy przestraszyłem się wtedy i...
-Marco, rozumiem. Nie przejmuj się ja również wtedy spanikowałam, nie wiedziałam co robić i dlatego...ech, po prostu zapomnij o tym.
-Nie mogę i właśnie w tym cały problem, mam wrażenie, że popełniłem jakiś niewybaczalny błąd. Czuję się z tym okropnie, nie chciałem Cię skrzywdzić, nie chciałem żebyś płakała. Przepraszam.
-Reus wszystko w porządku. Naprawdę proszę Cie nie wspominaj już więcej o tym, mieliśmy zacząć żyć na nowo a to się nigdy nie stanie jeśli wciąż będziemy o tym wspominać.
-Chciałbym tylko żeby....
-Marco przepraszam Cię ale mój tata jest w szpitalu, miał wypadek. Muszę porozmawiać z lekarzem. Żegnaj- rzekła kończąc połączenie. Gdy ujrzała z oddali Davida szybkim truchtem podbiegła do mężczyzny.
-David błagam powiedz mi coś. Jestem przerażona i nikt mi nic nie chce powiedzieć.
-Usiądź Amy- wskazując na krzesełko brunet kazał dziewczynie zająć miejsce. -Nie będę owijał w bawełnę, z Twoim tatą wcale nie jest dobrze. Miał szczęście, że był przypięty pasami, bo nie zostałoby nic do zbierania.
-O mój Boże- wtrąciła dziewczyny ukrywając twarz w dłoniach.
-Posłuchaj, nie jestem Ci w stanie powiedzieć nic konkretnego, na razie leży w śpiączce. Nie wiem kiedy się obudzi i czy kiedykolwiek to nastąpi- rzekł skruszony.
-David ja nie mogę Go stracić. On tam teraz tak leży, zupełnie jak mama przed śmiercią rozumiesz? Byłam małą dziewczynką ale wszystko dokładnie pamiętam. Mój tata nie może umrzeć, nie teraz. Ja i Angie nie poradzimy sobie. Ona jest tylko nastolatką....
-Amy uspokój się. Na razie nic nie wiadomo. Nie pokazuj siostrze, że jest źle. Musisz się trzymać. Wytrzyj łzy i po prostu siedź z nimi, tylko tyle możesz zrobić.
***
Tadam i jest!
NEXT=10 KOMENTARZY
piątek, 14 sierpnia 2015
ROZDZIAŁ 21
- Tęsknisz za nim, prawda? - zapytała łagodnie. - Potrzebujesz go i dlatego tęsknisz.
- Jest częścią mnie, jak moje ramię, jak moje serce. Wprost nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niego. Nie wiem, co ze sobą zrobić, dokąd pójść, jaki zrobić następny krok.
Mercedes Lackey
Nie mogła sobie znaleźć miejsca, wszystko szło nie po Jej myśli. Najpierw przesolona zupa, potem rozgotowany makaron ,a na koniec ten cholerny telefon, który postanowił się rozładować.
-A niech to!- krzyknęła sama do siebie myśląc, że przebywa sama w pokoju lekarskim. Nie miała ostatnio na nic siły, proste czynności sprawiały Jej trudność a sytuacje w których normalnie cieszyłaby się pozostawały Jej obojętne. Jej stosunek do świata pozostawiał wiele do życzenia. Zupełnie tak jakby ktoś wydarł cząstkę Jej duszy i bawiąc się z Nią w kotka i myszkę kazał Jej poszukiwać utraconego sensu życia.
-Zły dzień, hmm?- zapytał męski głos zwiastując obecność starszego kolegi z pracy.
David Johnson miał pięćdziesiątpięć lat i był znakomitym fachowcem. Ponadto wiele w życiu już przeszedł i problemy ludzkie nie miały przed Nim tajemnic. Mimo iż Jego specjalizacją nie była psychologia wystarczyło popatrzeć na twarz mężczyzny i już wiedziało się, że to osoba godna zaufania. On potrafił czytać z ludzi jak z księgi natomiast Oni ufali Mu na tyle, by się zwierzać. Amanda jednak tego dnia nie była skłonna do rozmowy, zwłaszcza o tym co Ją gnębiło. Od jakiegoś czasu zamknęła się w sobie nie dopuszczając do siebie nikogo, nawet swej przyjaciółki Ann.
-Amy, coś się z Tobą ostatnio dzieje. Nigdy nie widziałem Cię w takim stanie, gdzie Twój naturalnie wrodzony optymizm?- zapytał lekarz siląc się na żartobliwy ton.
-Optymizm- wzdychnęła brunetka przemierzając pamięcią czasy kiedy jeszcze było dobrze. Te noce, w których nie budziła się o czwartej nad ranem rozmyślając o swoim życiu. Kiedy na Jej ustach widniał uśmiech? Tego nawet Ona nie pamiętała.
-Musimy chyba porozmawiać....
-Nie sądzę, aby....
-To nie było pytanie. To był rozkaz....służbowy- dodał aby rozluźnić napiętą atmosferę.-Mów co gryzie, bo nie uwierzę, że to zły dzień. Takich dni w Twoim życiu jest ostatnio zdecydowanie za dużo Amy.- rzekł siadając wygodnie z kubkiem kawy w fotelu.
-David naprawdę dużo Ci zawdzięczam, to między innymi dzięki Tobie znalazłam tu pracę i mogę żyć nie martwiąc się co jutro włożę do garnka. Nie chcę obarczać Cię moimi problemami, masz na pewno mnóstwo swoich zmartwień.
-Opowiedz mi proszę wreszcie o co chodzi a dopiero wtedy zdecyduję co z tym zrobić.
***
Bała się tak cholernie i zwyczajnie się bała. Czego? Praktycznie wszystkiego. Kolejnego zranienia, zmarnowania drugiej szansy, swoich uczuć i tego co ma nastąpić w przyszłości. Najbardziej jednak bała się sama siebie, w jednej chwili zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie da się całkowicie panować nad swoim ja, choćbyśmy bardzo chcieli nie oszukamy swego serca.
-Kochałeś kogoś nad życie?- zapytała szeptem jakby bojąc się obecności osób trzecich w pomieszczeniu.
Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie wracając myślami do chwil, gdy Jego żona jeszcze była przy Nim i dzielili razem wspólne chwile.
-Tak, kochałem. Nadal kocham, nie da się ot tak wymazać z pamięci miłości swego życia. Tęsknie za Nią każdego dnia.
-David jak dałeś sobie radę? No wiesz gdy Twoja żona umarła...To było dość niespodziewane. Skąd brałeś siły by przeżyć kolejny dzień?...Przepraszam jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, nie musisz.
-Spokojnie, minęło już pięć lat. Nadal mi Jej brakuje, to nigdy nie minie, wiesz? Annie była wyjątkowa, urocza i zabawna. Na początku byłem załamany, nie chciałem wychodzić z domu, jeść, pić. Nic nie sprawiało mi radości, potem tęskniłem...tak cholernie tęskniłem, ze wydawało mi się, iż jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Potem naszła mnie ochota nienawidzić całego świata, bo przecież dlaczego mnie to spotkało? Dopiero gdy wróciłem do pracy zdałem sobie sprawę, że to los tak chciał. Kocham Annie całym sercem i jeśli jest Jej tam lepiej niż tu to nie mam nikomu tego za złe.
-A co jeśli możemy zmienić los?- wyszeptała sama do siebie Amanda wbijając wzrok w swe splecione palce.
-Amy wiem jedno. Jeśli wtedy byłby jakiś cień szansy, ze mogę coś zrobić dla Annie żeby teraz nadal żyła to nie wahałbym się ani chwili- odrzekł David.-Jeśli się kogoś kocha tak naprawdę to zrobi się wszystko. Dosłownie wszystko.
-Nie chcę tak żyć. W przekonaniu, ze nie zrobiłam wszystkiego. Dziękuję David- odparła dziewczyna zostawiając nic nie rozumiejącego Davida w popłochu.
-Ale Amy...dokąd idziesz?
-Niedługo wracam, mam nadzieję....
***
Naruszyła wszystkie zasady drogowe jadąc przed siebie na złamanie karku. Nie zdążyła nawet zdjąć białego fartucha szpitalnego podążając wprost na lotnisko. Pierwszy raz od dawnego czasu się cieszyła, fakt, że może coś zrobić w zgodzie z własnym ja uszczęśliwiało Ją niezmiernie. Gdy dostała się na parking wybiegła z samochodu nie zawracając sobie głowy ewentualnym zamknięciem drzwi. Zadyszana wbiegła do środka poszukując wzrokiem blondyna, dostrzegła Go po krótkiej chwili przy odprawie biletowej, musiała biec ile sił w nogach by nie stracić Go z oczu.
-Marco!- krzyknęła gdy ujrzała jak Niemiec oddaje swój bilet stewardessie.
-Amanda?- obracając się piłkarz zauważył swą byłą żonę w dość dziwnym szpitalnym przebraniu.
-Nie możesz tam polecieć. Po prostu nie możesz!- poczuła jak łzy ciskają Jej się do oczu, była lekarzem ale czasem nie rozumiała swego ciała. Zawsze w skrajnych sytuacjach zaczynała płakać. -Nie po tym co Nas łączyło, przecież byliśmy małżeństwem. Udanym małżeństwem...-szepnęła ciszej ocierając wierzchem dłoni mokre ślady na policzkach.
-Amy mam samolot. Zaraz odlatuję..
-Nie możesz! Nie wierzę, że nie pamiętasz tych chwil gdy byliśmy razem. Nie zależy Ci już na mnie? - wpatrywała się w blondyna swymi wielkimi zamoczonymi od płaczu oczami mrugając co chwila aby zmniejszyć potok łez.
-Sama jeszcze niedawno mówiłaś, że to przeszłość. Amy ten wyjazd jest dla mnie czymś wielkim, mogę się rozwijać, to dla mnie...
-Marco, błagam... Co mam zrobić, żebyś został? Potrzebuję Cię i proszę....Nie zostawiaj mnie- wyszeptała szlochając już niemiłosiernie.
-Och Amy- rzucił się by objąć dziewczynę przytulając Jej policzek do swojej klatki piersiowej.- Miałaś sobie na nowo ułożyć życie, beze mnie- gładził brunetkę po plecach gdyż zanosiła się co chwila płaczem. -Nie jestem dobrym facetem dla Ciebie. Popatrz na mnie- podniósł podbródek dziewczyny do góry by spojrzeć w Jej pozbawione wyrazu oczy- Obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa, obiecaj- powtórzył gdy dziewczyna ponownie wybuchła szlochem.
-Ja, ja nie chcę. Nie chcę!- rzucając się desperacko na blondyna poszukiwała Jego ust aby ukoić swe nerwy.
-Mam załatwiony kontrakt, nie mogę się wycofać- szepnął Jej do ucha blondyn gdy przytulając Go mocno miała nadzieję, że zostanie. Dla Niej.
-Więc to koniec? zapytała drżącym głosem spoglądając na Marco.
-Nie. To początek. Początek nowego, lepszego życia, okey?- zapytał wbijając wzrok w brunetkę.
-Okey- odparła z niechęcią uwalniając się z uścisku. Przypomniała sobie słowa Davida:
Jeśli się kogoś kocha tak naprawdę, zrobi się dla Niego wszystko. Nawet pozwoli się odejść- dopowiedziała sobie w duchu.
Oglądając się ten ostatni raz za swoim byłym mężem odeszła.
C.D.N ??
***************************
Heii miśki :*
I na tym opowiadanie miało się skończyć ale jak zwykle.....
Mam pełno weny w głowie więc wszystko zależy od Was :)
NEXT=10 KOMETARZY
P.S. Zapraszam na mojego drugiego bloga :)
poniedziałek, 27 lipca 2015
ROZDZIAŁ 20
"Nie martw się, już niedługo wrócę, żebyś za bardzo się nie stęskniła.
Zaopiekuj się moim sercem - Zostawiłem je przy Tobie. "
Stephanie Meyer
Przecierając ospale swoje zmęczone powieki zdała sobie sprawę, że przez całą noc przespała tylko dwie godziny. To za mało, stanowczo za mało. Jej myśli krążyły wciąż dookoła osoby Marco Reusa analizując po raz setny Jego wyjazd. On nie wróci- mówił Jej głos w głowie, który natychmiast chciała uciszyć. Prawda była taka, że chciała by wrócił i to najlepiej jak najszybciej. Blondyn jeszcze nie wyjechał a już za Nim tęskniła. Od dawna nie byli już razem ale przynajmniej miała świadomość, iż jest blisko. W razie gdyby miała jakiś problem z którym nie mogłaby sobie poradzić wiedziała dokąd się udać. A teraz? Przecież nie będzie dzwonić z każdą błahostką do swojego byłego męża. Pozostała Jej jeszcze Ann i Mario. Tylko, że młode małżeństwo miało także swoje życie, nie lubiła gdy ktoś się nad Nią litował dlatego też postanowiła udawać, że jak najbardziej pogodziła się z faktem i da sobie radę sama. Czy aby na pewno?
Wiesz, że o Tobie nie zapomnę prawda? Zawsze będziesz cząstką mnie
Ostatnie słowa Marco chodziły za nią jak cień. Widziała Go wszędzie, słyszała Go wszędzie i czuła Jego obecność. Wspomnienia. Och co byśmy bez nich zrobili?
Odkrywając swe ciało spod kołdry przemierzyła pokój w poszukiwaniu pilota, miała dziś zamiar cały dzień przeleżeć w łóżku. Gapienie się bezsensownie w telewizor uważała za idealną rozrywkę dla oderwania myśli od blondyna. Włączając wyszukiwany przycisk rozbrzmiał w telewizji głos prezentera telewizyjnego obwieszczającego wiadomości. Już miała przełączyć kanał na inny gdy Jej wzrok przykuła fotografia Jej byłego męża na 32 calowym ekranie.
Marco Reus jak dotąd piłkarz Borussi Dortmund jutro, tj w poniedziałek 23 sierpnia 2015r zmienia klub piłkarski........
Zapatrzyła się jeszcze raz w fotografię jakby zdjęcie miało Jej przekazać co ma robić. To już w tym tygodniu- pomyślała posępnie roniąc pojedyncze łzy. Nie potrafiła ich zatrzymać i zrozumieć dlaczego lecą. Przecież to już przeszłość Amy, zrozum to w końcu!
***
-Cześć Marco. Mogę?- zapytała filigranowa brunetka stojąca w futrynie drzwi młodego Niemca. Nie wiedziała dlaczego tutaj przyszła, po prostu otworzyła wino i być może za bardzo uderzyło Jej do głowy bo postanowiła przespacerować się z butelką w dłoni. Człowieczeństwo patrzyło się dziwnie na Jej zachowanie ale nikt niczego nie komentował, może tylko szeptali po kątach gdyż mimo wszystko kojarzyli dziewczynę jako byłą żonę słynnego Reusa.
-Piłaś? Przyszłaś tu pieszo?- zapytał zdezorientowany mrugając nerwowo oczami. Bądź co bądź ich domy były nieco oddalone od siebie a przejście tego odcinka drogi wymagało nie małego dystansu.
-Pomyślałam, że napijemy się razem, inaczej upiję się kompletnie- odrzekła śmiejąc się ironicznie. Czy to nie był paradoks? Zawsze w najgorszych momentach w życiu potrafiła się wysilić na czarny humor.
Weszła do środka zastając na środku salonu walizki. Stanęła jak wryta zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
-Przeszkodziłam Ci w pakowaniu. Przepraszam- odpychając się na pięcie odwróciła się w kierunku blondyna zbyt gwałtownie. O mało co nie wpadła na Marco niosącego kieliszki.
-Nie szkodzi, już skończyłem- odparł nie odsuwając się ani na krok. Był znacznie wyższy od brunetki toteż żeby spojrzeć na blondyna musiała nieco podnieść wzrok. Pożałowała tego od razu, był tak nieziemsko przystojny, że stojąc w takiej odległości zaparło Jej dech w piersiach. Nagle zapomniała jak oddychać a Jej dłoń samoistnie poderwała się do góry głaszcząc delikatnie policzek Niemca.
-Amy Ty płaczesz?- zadał retoryczne pytanie blondyn widząc spływające krople łez na policzkach dziewczyny. Odstawiając szkło na stoliku usiadł na kanapie nakazując gestem to samo zrobić Niemce.
-Naprawdę życzę Ci jak najlepiej mimo tego wszystkiego co się wydarzyło między Nami. Niczego bardziej nie pragnę jak tego abyś był szczęśliwy- rzekła na jednym wydechu zwracając się twarzą do Marco.
-Amy, od dawna nie doznałem szczęścia. Skończyło się gdy wzięliśmy rozwód....Nic nie będzie już takie samo.
-Wiem co czujesz, doskonale to rozumiem ale musimy iść do przodu. Przepraszam niepotrzebnie tu przyszłam ale chciałam się pożegnać, już tak na prawdę.
-Okropne to słowo co?- zapytał sam siebie Marco spoglądając przy tym na dziewczynę.
Wyglądała okropnie, zmizerniała, blada i mokra od łez. Tylko jeden widok sprawiał w Nim uczucie bólu. Od zawsze była to smutna Amanda.
-Nie płacz. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Też się boję, cholernie się boję- wyszeptał spuszczając w dół swą głowę.
Młoda Niemka otarła wierzchem dłoni swe oczy spoglądając na towarzysza. Zaciekawiło bowiem Ja to, czego obawia się Reus. Poczekała więc aż blondyn zacznie kontynuować swą wypowiedź.
-Boję się nowego kraju, tego że sobie nie poradzę. Nie będzie przy mnie nikogo...
-Marco w to nie uwierzę nigdy. Rozumiesz? Wierzę w Ciebie jak w nikogo innego i na pewno nie raz o Tobie usłyszę. Wiem to, po prostu wiem.- odrzekła spoglądając w tęczówki załamanych oczu blondyna. Nie zastanawiając się długo złączyła ich wargi w namiętnym pocałunku. Jeszcze nigdy nie czuła takiej ogromnej więzi do drugiego człowieka. Miała wrażenie, że zaraz eksploduje rozpadając się na milion małych kawałków. W tym pocałunku było tyle tęsknoty i bólu, że sama nie potrafiłaby tego opisać. Podświadomie i Ona i On wiedzieli, że to pożegnanie.
-Będę cholernie mocno tęsknić- zarzucając obydwie ręce na żyję blondynę wtuliła swój nos w zagłębienie Jego szyi.
***
Obudziła się poświadomie wyczuwając pod sobą miękkie podłoże. Był to Marco obejmujący Ją w talii. Usnęła więc.... Tego potrzebowała po intensywnie spędzonym dniu. Podnosząc swą głowę zauważyła, że blondyn nadal śpi poruszając miarowo swą klatką piersiową. Jej wzrok przykuła dłoń, którą położyła na sercu byłego męża. Nawet mimo t-shirtu który widniał na ciele mężczyzny wyczuwała jakie bije od Niego ciepło. Wyswobodziła się ostrożnie z objęć chłopaka starając się aby Go nie obudzić. Poszukała skrawka papieru oraz długopisu z torby i opierając kartkę na pobliskiej ścianie zaczęła pisać.
Odłożyła trzęsącą się dłonią kartkę na stolik i ostatni raz spoglądając zapłakanymi oczami na Reusa pocałowała Go troskliwie w czoło.
-Żegnaj.
*******************************************
Heii :)
Przepraszam, że tak późno dodaję! I o takiej porze, miało być wieczorem a zrobiła się noc!
Miłego czytania ;)
Zapraszam na mój drugi blog---->KLIK
Zaopiekuj się moim sercem - Zostawiłem je przy Tobie. "
Stephanie Meyer
Przecierając ospale swoje zmęczone powieki zdała sobie sprawę, że przez całą noc przespała tylko dwie godziny. To za mało, stanowczo za mało. Jej myśli krążyły wciąż dookoła osoby Marco Reusa analizując po raz setny Jego wyjazd. On nie wróci- mówił Jej głos w głowie, który natychmiast chciała uciszyć. Prawda była taka, że chciała by wrócił i to najlepiej jak najszybciej. Blondyn jeszcze nie wyjechał a już za Nim tęskniła. Od dawna nie byli już razem ale przynajmniej miała świadomość, iż jest blisko. W razie gdyby miała jakiś problem z którym nie mogłaby sobie poradzić wiedziała dokąd się udać. A teraz? Przecież nie będzie dzwonić z każdą błahostką do swojego byłego męża. Pozostała Jej jeszcze Ann i Mario. Tylko, że młode małżeństwo miało także swoje życie, nie lubiła gdy ktoś się nad Nią litował dlatego też postanowiła udawać, że jak najbardziej pogodziła się z faktem i da sobie radę sama. Czy aby na pewno?
Wiesz, że o Tobie nie zapomnę prawda? Zawsze będziesz cząstką mnie
Ostatnie słowa Marco chodziły za nią jak cień. Widziała Go wszędzie, słyszała Go wszędzie i czuła Jego obecność. Wspomnienia. Och co byśmy bez nich zrobili?
Odkrywając swe ciało spod kołdry przemierzyła pokój w poszukiwaniu pilota, miała dziś zamiar cały dzień przeleżeć w łóżku. Gapienie się bezsensownie w telewizor uważała za idealną rozrywkę dla oderwania myśli od blondyna. Włączając wyszukiwany przycisk rozbrzmiał w telewizji głos prezentera telewizyjnego obwieszczającego wiadomości. Już miała przełączyć kanał na inny gdy Jej wzrok przykuła fotografia Jej byłego męża na 32 calowym ekranie.
Marco Reus jak dotąd piłkarz Borussi Dortmund jutro, tj w poniedziałek 23 sierpnia 2015r zmienia klub piłkarski........
Zapatrzyła się jeszcze raz w fotografię jakby zdjęcie miało Jej przekazać co ma robić. To już w tym tygodniu- pomyślała posępnie roniąc pojedyncze łzy. Nie potrafiła ich zatrzymać i zrozumieć dlaczego lecą. Przecież to już przeszłość Amy, zrozum to w końcu!
***
-Cześć Marco. Mogę?- zapytała filigranowa brunetka stojąca w futrynie drzwi młodego Niemca. Nie wiedziała dlaczego tutaj przyszła, po prostu otworzyła wino i być może za bardzo uderzyło Jej do głowy bo postanowiła przespacerować się z butelką w dłoni. Człowieczeństwo patrzyło się dziwnie na Jej zachowanie ale nikt niczego nie komentował, może tylko szeptali po kątach gdyż mimo wszystko kojarzyli dziewczynę jako byłą żonę słynnego Reusa.
-Piłaś? Przyszłaś tu pieszo?- zapytał zdezorientowany mrugając nerwowo oczami. Bądź co bądź ich domy były nieco oddalone od siebie a przejście tego odcinka drogi wymagało nie małego dystansu.
-Pomyślałam, że napijemy się razem, inaczej upiję się kompletnie- odrzekła śmiejąc się ironicznie. Czy to nie był paradoks? Zawsze w najgorszych momentach w życiu potrafiła się wysilić na czarny humor.
Weszła do środka zastając na środku salonu walizki. Stanęła jak wryta zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
-Przeszkodziłam Ci w pakowaniu. Przepraszam- odpychając się na pięcie odwróciła się w kierunku blondyna zbyt gwałtownie. O mało co nie wpadła na Marco niosącego kieliszki.
-Nie szkodzi, już skończyłem- odparł nie odsuwając się ani na krok. Był znacznie wyższy od brunetki toteż żeby spojrzeć na blondyna musiała nieco podnieść wzrok. Pożałowała tego od razu, był tak nieziemsko przystojny, że stojąc w takiej odległości zaparło Jej dech w piersiach. Nagle zapomniała jak oddychać a Jej dłoń samoistnie poderwała się do góry głaszcząc delikatnie policzek Niemca.
-Amy Ty płaczesz?- zadał retoryczne pytanie blondyn widząc spływające krople łez na policzkach dziewczyny. Odstawiając szkło na stoliku usiadł na kanapie nakazując gestem to samo zrobić Niemce.
-Naprawdę życzę Ci jak najlepiej mimo tego wszystkiego co się wydarzyło między Nami. Niczego bardziej nie pragnę jak tego abyś był szczęśliwy- rzekła na jednym wydechu zwracając się twarzą do Marco.
-Amy, od dawna nie doznałem szczęścia. Skończyło się gdy wzięliśmy rozwód....Nic nie będzie już takie samo.
-Wiem co czujesz, doskonale to rozumiem ale musimy iść do przodu. Przepraszam niepotrzebnie tu przyszłam ale chciałam się pożegnać, już tak na prawdę.
-Okropne to słowo co?- zapytał sam siebie Marco spoglądając przy tym na dziewczynę.
Wyglądała okropnie, zmizerniała, blada i mokra od łez. Tylko jeden widok sprawiał w Nim uczucie bólu. Od zawsze była to smutna Amanda.
-Nie płacz. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Też się boję, cholernie się boję- wyszeptał spuszczając w dół swą głowę.
Młoda Niemka otarła wierzchem dłoni swe oczy spoglądając na towarzysza. Zaciekawiło bowiem Ja to, czego obawia się Reus. Poczekała więc aż blondyn zacznie kontynuować swą wypowiedź.
-Boję się nowego kraju, tego że sobie nie poradzę. Nie będzie przy mnie nikogo...
-Marco w to nie uwierzę nigdy. Rozumiesz? Wierzę w Ciebie jak w nikogo innego i na pewno nie raz o Tobie usłyszę. Wiem to, po prostu wiem.- odrzekła spoglądając w tęczówki załamanych oczu blondyna. Nie zastanawiając się długo złączyła ich wargi w namiętnym pocałunku. Jeszcze nigdy nie czuła takiej ogromnej więzi do drugiego człowieka. Miała wrażenie, że zaraz eksploduje rozpadając się na milion małych kawałków. W tym pocałunku było tyle tęsknoty i bólu, że sama nie potrafiłaby tego opisać. Podświadomie i Ona i On wiedzieli, że to pożegnanie.
-Będę cholernie mocno tęsknić- zarzucając obydwie ręce na żyję blondynę wtuliła swój nos w zagłębienie Jego szyi.
***
Obudziła się poświadomie wyczuwając pod sobą miękkie podłoże. Był to Marco obejmujący Ją w talii. Usnęła więc.... Tego potrzebowała po intensywnie spędzonym dniu. Podnosząc swą głowę zauważyła, że blondyn nadal śpi poruszając miarowo swą klatką piersiową. Jej wzrok przykuła dłoń, którą położyła na sercu byłego męża. Nawet mimo t-shirtu który widniał na ciele mężczyzny wyczuwała jakie bije od Niego ciepło. Wyswobodziła się ostrożnie z objęć chłopaka starając się aby Go nie obudzić. Poszukała skrawka papieru oraz długopisu z torby i opierając kartkę na pobliskiej ścianie zaczęła pisać.
Drogi Marco.
Nie umiem się żegnać, wiesz jak tego bardzo nienawidzę. Mam nadzieję, że Twoje życie w końcu nabierze pięknych barw zapominając o mnie. Proszę zrób to dla mnie, po prostu zapomnij. Jest wiele pięknych i mądrych dziewczyn na tym świecie, które mogą zapewnić Ci szczęśliwe życie. Zrób to dla mnie jeśli cokolwiek jeszcze do mnie czujesz. Ja zawsze będę wspominać Cię miło i nie zapomnę tego co było dobre.
Powodzenia ;*
Amy
Odłożyła trzęsącą się dłonią kartkę na stolik i ostatni raz spoglądając zapłakanymi oczami na Reusa pocałowała Go troskliwie w czoło.
-Żegnaj.
*******************************************
Heii :)
Przepraszam, że tak późno dodaję! I o takiej porze, miało być wieczorem a zrobiła się noc!
Miłego czytania ;)
Zapraszam na mój drugi blog---->KLIK
niedziela, 12 lipca 2015
ROZDZIAŁ 19
\
Marco
wyjeżdża. Te słowa są jak malutkie igiełki uderzające wprost w
serce Amandy. Nie wiedziała jak to się mogło stać, znów zaczęło
Jej zależeć, a może tak naprawdę nigdy to uczucie nie minęło?
Być może przez ten cały czas oszukiwała samą siebie...
Nienawidziła
pożegnań, zresztą chyba nikt ich nie lubi. Sama myśl o zmierzeniu
się z Reusem wprawiała Ją w nie małe zawirowania. Nie chciała
iść na imprezę pożegnalną ale przecież obiecała. To ostatni
dzwonek by szczerze porozmawiać z byłym mężem, tylko o czym? Czy
Oni mają jeszcze tematy do rozmowy? To wszystko jet popieprzone do
granic możliwości.
Szykując
się nie przywiązywała zbytnio wielkiej wagi do wyglądu. Co by to
zmieniło? Nic, słowo się rzekło i Marco odchodzi. Pora się z tym
pogodzić, raz na zawsze. Ubrała swoje ulubione jeansy i koszulę w
miętową kratę. Spryskała swój dekolt ulubionym perfumem i zaczęła
tuszować swe rzęsy. Nie miała ochoty na makijaż ale po swoim
odbiciu w lustrze postanowiła, że choć z oczami coś zrobi, żeby
nie wyglądać jak zmora. Gdy wdziała na swe nogi conversy zdała
sobie sprawę, że zdążyła na sam czas. Za piętnaście minut
miało odbyć się oficjalne żegnanie Marco a dokładnie tyle zajmie
Jej dotarcie na Jego posesję.
***
Szargana
emocjami wyszła z samochodu zmierzając w kierunku apartamentu. Ten
dom wiele dla Niej znaczył, mieszkała tu kiedyś z blondynem. Co
się z Nim stanie? Zostanie sprzedany i pozostaną po Nim tylko
wspomnienia? Kto tu zamieszka? Kolejne młode małżeństwo? Będą
szczęśliwi czy też nie? Odganiając czarne chmury ze swych myśli
postanowiła przezwyciężyć melancholię i wejść do środka.
Goście już zebrali się w salonie. Zamknęła za sobą drzwi, gdy
wszystkie oczy skierowały się w Jej stronę.
-Chyba
wszyscy już są- rzekł Pan domu.- Więc zacznę moi kochani.Chcę
to mieć już za sobą. Spędziłem tu naprawdę sporo cennego czasu.
Były wzloty i upadki, czasem było naprawdę źle ale nie żałuję
żadnej minuty spędzonej w tym mieście. Poznałem wielu wspaniałych
ludzi, zdobyłem piłkarskiego doświadczenia. Nauczyłem się tak
dużo i naprawdę ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo nawet nie mam
pojęcia jakimi słowami ubrać to jak jestem Wam cholernie wdzięczny.
Każdemu z osobna za przyjaźń, za razem spędzony czas, za
cierpliwość do mnie i za to, że tu przyszliście, Dla mnie.
Dla
Ciebie- wyszeptała w myślach dziewczyna. Wszystko dla Ciebie.
***
Obracając
naczynie z kolorowym drinkiem w dłoni brunetka postanowiła zebrać
myśli, wszyscy otoczyli Marco chcąc z Nim porozmawiać a Ona
czmychnęła po cichu na balkon tak by Jej nikt nie zauważył. Znała
każdy, najmniejszy kąt w tym domu, nie sprawiło Jej problemu więc
dostanie się do upragnionego celu.
-Mogę?-zapytał
tuż obok męski głos, podniosła swój wzrok do góry by ujrzeć
twarz blondyna, która świeciła blaskiem odbijającego się na
niebie księżyca. Skinęła głową nadal wpatrując się przed
siebie.
-Nie
powinnam pić, muszę dotrzeć do domu- oznajmiła oddając swój
napój Reusowi.
-Możesz
zostać, przenocować.- odparł spoglądając na brunetkę. Nie
zwrócił Jej jednak trunku przechylając w swoje usta cały drink.
-To
impreza dla Ciebie, powinieneś do Nich wracać- rzekła skruszona
splatając palce na kolanie. Chciała zostać sama a nijak nie
potrafiła znaleźć choć odrobiny swobody.
-Zarezerwowałem
też czas dla Ciebie. I to nawet sporo- wykrzywiając twarz w krzywym
uśmiechu spojrzał na dziewczynę. Amy momentalnie skrzyżowała
nogi po turecku zwracając się przodem do blondyna.
-Musimy
porozmawiać prawda? Nie chcę, żebyś wyjechał i aby zostały
między nami niedopowiedziane sprawy....Marco, zdaję sobie sprawę,
że to pożegnanie, po to tu jesteśmy wszyscy. Może gdyby to
wszystko potoczyłoby się inaczej, nie wiem możliwe, że nie
siedzielibyśmy w tym miejscu. Ale nie ma co rozdrapywać starych
ran. Świat idzie do przodu, chcę żebyś wiedział, ze byłam
szczęśliwa. W każdej minucie naszego małżeństwa...
-Amy?
Podniosła
ponownie oczy tego wieczoru na blondyna. Musiała ciężko walczyć
ze swym organizmem by nie paść spazmatycznym szlochem.
-Ja
też byłem szczęśliwy. Nie za często to mówiłem, ale naprawdę
byłem- i wtedy zrobił coś nieoczekiwanego. Chwytając rękę
Amandy splótł razem ich palce. Zwykła, prosta rzecz a jaka
intymna. Dziewczyna poczuła pustkę w sercu, tak wielką iż nie
była w stanie Ją niczym wypełnić.
-Życzę
Ci jak najlepiej Marco. Wiem, że zajdziesz daleko, wierzę w Ciebie.
Jesteś dobrym człowiekiem i zasługujesz na wszystko co najlepsze-
odrzekła czując jak mięknie pod dotykiem blondyna, który gładził
Jej knykcie.
-Wiesz,
że o Tobie nie zapomnę prawda? Zawsze będziesz cząstką mnie-
wyszeptał po czym na policzkach brunetki zawitały pojedyncze łzy.
-Przestań
proszę. Nie rób tego. Nie mów mi takich rzeczy teraz kiedy masz
wyjechać.....Powinnam już iść.
-Amy!
***
Obserwowała
wzrokiem wszystkich przybyłych. Ku Jej oczom ukazała się Amanda,
która była w dość krytycznym stanie a Mario podążał po domu
jak cień udawając, że wszystko jest w porządku. Właściwie to
przyszła tu dla tej dwójki, była potwornie zmęczona sesją, w
której musiała brać udział ale nie mogła nie przyjść pożegnać
Reusa.
-Ann
w porządku?- zapytał po cichu głos dla którego uniosła swą
ociężałą głowę.
-Tak,
po prostu usiadłam aby chwilę odpocząć- przyznała uśmiechajac się
nieco. Kłamanie nie było Jej mocną stronę toteż Mario spoczął
obok Niej siadając na podłodze.
-Jeśli
nie masz już siły to możemy jechać do domu- odparł zmęczony.
-A
Ty? Masz jeszcze siłę? Na to wszystko?- zapytała pokazując głową
na Marco, który w tej chwili rozmawiał z przyjaciółmi.
-Szczerze?
Nie. Ale jesteśmy przyjaciółmi. Nie mogę Go zawieść.
W
takich chwilach kochała Go najbardziej, gdy się troszczył o
wszystkich. Nigdy nie pozwolił by komuś stała się krzywda. Jej
Mario- rozpłynęła się w słodkich rozmyślaniach.
-Właśnie,
dlatego zostaniesz tu z Nim do samego rana a ja wezmę taksówkę.
Wybacz ale chyba nie wytrzymam do końca, pójdę się pożegnać i
spotkamy się jutro, ok?
Całując
męża w policzek oddaliła się.
*********************************************
Heii ;)
Mimo Waszych protestów postanowiłam jednak oddelegować Marco do Madrytu.
Co z tego wyniknie? Jeszcze zobaczymy....
NEXT=10 KOMENTARZY
Buziaki:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)